SportoweBeskidy.pl: Groń Bujaków i LKS Mazańcowice – te dwa zespoły po pierwszej części sezonu skazane były na walkę o utrzymanie. W trudnym momencie przyjąłeś ofertę działaczy z Bujakowa. Nie udało się jednak drużyny uchronić przed spadkiem...
Michał Trojak:
Niestety nie były to dla nas udane rozgrywki, ponieważ zaliczyliśmy spadek do niższej klasy rozgrywkowej. Jak wszyscy wiemy w sezonie 2015/2016 w Bujakowie pracowało aż trzech trenerów, co jest nie do pomyślenia patrząc nawet na polską Ekstraklasę, gdzie dochodzi do zmian na ławce trenerskiej bardzo często. Nie będę zagłębiał się w ocenę pracy poprzedników, ponieważ nie mnie to oceniać. Warto jednak zaznaczyć, że zdobycz punktowa powinna po pierwszej części sezonu dać sporo do myślenia nie tylko trenerowi, ale przede wszystkim zarządowi! Po rundzie jesiennej trenera Gołbę zastąpił pan Pilarz, który do klubu przyszedł z zespołu, z którym bezpośrednio walczyliśmy o utrzymanie. Pracował on z drużyną tylko w trakcie okresu przygotowawczego, jeśli można w ogóle to nazwać pracą. Opinie zawodników były jednoznaczne. Tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek przejąłem zespół, który był słabo przygotowany fizycznie, co odbiło się na naszych wynikach. Z mojej pracy również nie mogę być zadowolony, ponieważ to ja prowadziłem zespół w rundzie wiosennej. Mimo, że każdy mikrocykl był przygotowany w profesjonalny sposób, to na koniec rozgrywek nie udało nam się cieszyć z utrzymania. Uważam, że w większości spotkań mogliśmy szukać punktów, bo gra zespołu z meczu na mecz była coraz lepsza. Poza naszym zasięgiem byli Czarni i GLKS.

SportoweBeskidy.pl: Czego wam zabrakło, aby skutecznie powalczyć o utrzymanie?
M.T.:
Wiele czynników się na to złożyło. Zacznę od fundamentu, którym powinno być zdecydowanie lepsze przygotowanie zespołu pod względem fizycznym. Od pierwszego spotkania można było zauważyć, że zawodnicy po 60-70 minutach znacząco opadali z sił. Czasami nawet nie wykonywali podstawowych założeń taktycznych. Kolejnym ważnym aspektem, który został przeoczony były wzmocnienia zespołu. Do klubu przybyło tylko 2-3 zawodników w celu uzupełnienia wyjściowego składu. Nic ponad to. Trener, który prowadził w tym czasie drużynę być może nie miał pomysłu na zespół, a nowy zarząd nie wyszedł z inicjatywą znaczącego wzmocnienia składu. Powyższe sytuacje miały miejsce, gdy nie było mnie jeszcze w klubie. Natomiast to co było kluczowe w trakcie mojej pracy, to konfliktowość niektórych zawodników i przede wszystkim nie najlepsza atmosfera. W większości spotkań miałem do dyspozycji 13-14 zawodników wliczając w to bramkarza. Nie miałem za dużego pola manewru, bo w większości zawodnicy wchodzący z ławki nie dawali podobnej jakości do zawodników z podstawowego składu. W momencie gdy zespołowi nie szło albo gdy tracił pierwszy bramkę można było zauważyć jednostki, które zaczynały wywoływać niepotrzebne zaostrzenie sytuacji w postaci kłótni, co nie wróżyło dobrze. Po takich sytuacjach kończyła się chęć do gry, a niektórzy piłkarze naprawdę "gryźli trawę". Być może niektórym nie zależało na utrzymaniu się zespołu w A klasie. W szatni każdy wiedział, kto za kim nie przepada i to był kolejny i chyba ostatni gwóźdź do trumny Gronia...

SportoweBeskidy.pl: Rozpoczęliście rundę rewanżową od pojedynku wagi ciężkiej z LKS-em Mazańcowice. Przejąłeś zespół tydzień przed tym meczem. Co trener, biorąc pod uwagę realia a-klasowe, może zrobić w taki krótkim czasie?
M.T.:
Uważam, że w tak krótkim czasie nie da się nic zmienić. Podczas mikrocyklu poprzedzającego najważniejszy mecz rundy rewanżowej zawodnicy dopiero rozpoczęli treningi na nawierzchni naturalnej. Wcześniej pracowali na orliku, nie licząc sparingów. Podczas wyboru ustawienia oraz składu na to spotkanie sugerowałem się zdaniem kapitana drużyny. Zaufałem mu, bo znał dużo lepiej zespół. Nie chciałem wprowadzać rzeczy, których nie znali oraz których wcześniej nie wykonywali. Mecz pokazał, że miejsce w tabeli nie jest przypadkowe, bo w tym spotkaniu gra wyglądała słabo. Tak jak już mówiłem, z meczu na mecz zespół prezentował się coraz lepiej. Jestem przekonany, że gdyby terminarz wyglądał trochę inaczej, wynik tego spotkania też byłby inny.

SportoweBeskidy.pl: Co utkwiło ci w pamięci biorąc pod uwagę rundę wiosenną? Najlepszy mecz twojego zespołu? Najgorszy? A może coś innego?
M.T.:
Najbardziej utkwił mi w pamięci moment, gdy pod koniec sezonu mając realne szanse na utrzymanie zauważyłem u zawodników brak nadziei. Mimo, że byliśmy wciąż nad strefą spadkową miałem właśnie takie odczucia, zresztą nie tylko ja.
Mała frekwencja na treningach, brak pełnego zaangażowania na zajęciach oraz w meczach, rezygnacja i nerwowość gdy drużynie się nie układało. Najlepsze mecze drużyny? Na pewno pojedynek w Kaniowie, gdzie zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Drużyna w pierwszej połowie wyglądała zdecydowanie lepiej od przeciwnika. Przegraliśmy niestety 1:4. W drugiej odsłonie straciliśmy bramki po głupich błędach i to zaważyło o wyniku. Dobrze zaprezentowaliśmy się u siebie z Bystrą, pojedynek zakończył się remisem. Wypracowaliśmy sobie sporo sytuacji podbramkowych lecz za każdym razem brakowało wykończenia. Zmarnowaliśmy także rzut karny. Chwila dekoncentracji w końcówce kosztowała nas utratę dwóch punktów. Porażki z Iskrą 1:7 oraz 0:6 z Zaporą Wapienicą to najgorsze mecze w naszym wykonaniu. Kilka bardzo rażących błędów oraz specyficzne boisko zdecydowały o tak wysokim wyniku w Rybarzowicach. Natomiast w Wapienicy walczyliśmy tak naprwdę o utrzymanie. Do stanu 0:0 gra wyglądała nieźle. Niestety po straconej bramce zawodnicy spuścili głowy w dół i przegraliśmy wysoko. Chciałbym te spotkania wymazać jak najszybciej z pamięci.


SportoweBeskidy.pl: Co przyniesie przyszłość? Zostajesz w klubie?
M.T.:
Podczas zebrania, które odbyło się po zakończeniu sezonu zarząd oraz zawodnicy namawiali mnie do pozostania w klubie. Postawiłem jeden warunek. Kluczem do podjęcia decyzji było utrzymanie wszystkich zawodników oraz wzmocnienie zespołu i walka o powrót do A klasy. Niestety kilku zawodników tworzących kręgosłup zespołu zdecydowało się na odejście. Jedni chcą spróbować gry gdzie indziej, inni rezygnują z piłki. Po takich deklaracjach kluczowych zawodników, decyzje innych graczy podstawowego składu były dużo prostsze i również zdecydowali się na odejście. Na chwilę obecną z wyjściowej jedenastki zostało około pięciu zawodników, co wiąże się z budową drużyny od nowa. Niestety ja nie będę brał w tym udziału, ale być może zostanę w klubie z Bujakowa w roli trenera młodzieży. Na pewno wracam do drużyn młodzieżowych w LKS-ie Czaniec i Beskidzie Andrychów. Chciałbym dodać, że bardzo dobrze pracowało mi się z drużyna seniorską i stanowi to dla mnie kolejne, jakże ważne doświadczenie.

SportoweBeskidy.pl: GLKS Wilkowice mistrzem. Zasłużenie twoim zdaniem?
M.T.:
Czarni Jaworze i GLKS Wilkowice, to dwa zdecydowanie najsilniejsze zespoły w A klasie. Dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji była walka o mistrzostwo ligi do ostatnich minut sezonu w bezpośrednim spotkaniu. Zwracając uwagę na pierwszy mecz tych drużyn stawiałem w roli faworyta do triumfu Czarnych, bo decydujące starcie rozgrywali przed własną publicznością. GLKS musiał wygrać. W Jaworzu długo utrzymywał się wynik remisowy, który premiował do „okręgówki” gospodarzy, lecz za sprawa zawodnika, który wszedł z ławki, to Wilkowice cieszyły się z awansu.

SportoweBeskidy.pl: Doświadczyłeś pracy z seniorami. Na co dzień pracujesz także z młodymi adeptami futbolu m.in.w klubie z Czańca. Praca z dziećmi i młodzieżą czy seniorami? W jakiej roli widzisz siebie za kilka lat?
M.T.:
Nie ukrywam, że szkolenie dzieci i młodzieży sprawia mi wielką przyjemność. Chciałbym kontynuować pracę w tej roli w dalszym etapie mojej przygody szkoleniowej. Seniorska piłka to inna bajka. Bajka, która ma swoje wady i zalety. Czasami wydaje mi się, że na tym poziomie ma więcej wad, ale na takim poziomie można zebrać bardzo cenne doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Mimo niepowodzenia z drużyną Gronia jestem w pełni zmotywowany do pracy w piłce seniorskiej już teraz.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę.
M.T.:
Również dziękuję.