„Górale” wygrali ważne spotkanie w Chorzowie, ale wobec wczorajszego sukcesu Zagłębia Lubin w rywalizacji z krakowską Wisłą, pozostali w strefie spadkowej T-Mobile Ekstraklasy. Główny problem bielszczan to wciąż kiepska jakość ofensywna.

Czeslaw_Michniewicz Przed spotkaniem Ruchu z Podbeskidziem były szkoleniowiec „Górali”, Czesław Michniewicz zapowiadał, że bielszczanie mają szansę na korzystny wynik przy Cichej. Tak też stało się. Przyjezdni cieszyli się z trzech punktów po strzale Marka Sokołowskiego z rzutu karnego, podyktowanego po mocno dyskusyjnej akcji. – Podbeskidzie wykorzystało błąd, który popełnił sędzia. Można dyskutować teraz czy był spalony, a wcześniej rzut karny dla Ruchu, ale wyniku końcowego nic już nie zmieni. Podbeskidzie wreszcie przełamało się na wyjeździe i wywalczyło bardzo ważne punkty. Takie rozstrzygnięcie sprawiło, że nerwowo zrobiło się zapewne w Gliwicach i Wrocławiu – podkreśla Michniewicz na łamach portalu SportSlaski.pl, w weekendowym podsumowaniu kolejki.

Trener, który doprowadził bielski zespół do utrzymania ekstraklasowego statusu w poprzednim sezonie, przestrzega jednak przed nadmiernym optymizmem, bo główny mankament w grze Podbeskidzia wyeliminowany wcale nie został. – Mamy różne ustawienia, grają różni zawodnicy, ale problem ze strzelaniem goli wciąż jest widoczny. Bramki dla bielszczan padają po stałych fragmentach gry, strzałach życia czy przypadkowych uderzeniach. W perspektywie kolejnych meczów – dwóch w sezonie zasadniczym i siedmiu w „dogrywce” – jeśli nie wyłoni się strzelec w tej drużynie, to mimo waleczności Podbeskidziu będzie ciężko się w lidze utrzymać – tłumaczy Czesław Michniewicz.