Mało gry, dużo walki – te określenia przewijały się w ocenie czwartkowej potyczki, która z przymusu odbyła się nie na zalanym wodą boisku w Pietrzykowicach, lecz w Zarzeczu. – Boisko nie pozwalało rozwinąć skrzydeł. Stąd byliśmy świadkami typowej ligowej „młócki” ze znikomą ilość dobrych, składnych akcji – klaruje Piotr Szwajlik, trener gości z Zebrzydowic.
 



Przyjezdni nie byli w stanie skonstruować żadnej akcji zakończonej bramkowym łupem. Najbliżej szczęścia był Krzysztof Skóraś – w pierwszej połowie wcelował w słupek, w drugiej zaś obok celu. Gospodarze też ofensywnym rozmachem nie imponowali, ale w przeciwieństwie do rywala strzelili gola na wagę 3 punktów. W 36. minucie z rzutu wolnego precyzyjnie przymierzył Michał Talik, na którą to próbę bramkarz Tomasz Zubertowski nie znalazł sposobu. Po przerwie piłkarze Borów usiłowali postawić „stempel”, m.in. w golkipera Spójni w następstwie rajdu Talika uderzył Michał Motyka, z kolei strzał Marcina Gustyńskiego po asyście Pawła Duraja zastopowali obrońcy gości.

Dla lidera grupy spadkowej „okręgówki” skoczowsko-żywieckiej było to kolejne już tej wiosny zwycięstwo. Co ciekawe, od 270. minut Bory nie dały sobie strzelić żadnego gola. – Zdarza się to po raz pierwszy od kiedy jestem w Pietrzykowicach. To powód do radości, bo innych próżno się dziś doszukiwać – zaznacza Sebastian Gruszfeld, opiekun Borów.