Po istotnie wyrównanej fazie wstępnej potyczki, gdy obie drużyny próbowały zaadoptować się do wymagających boiskowych warunków, inicjatywę przejęli faworyzowani piłkarze Stali-Śrubiarnia. To jednak nie im dane było fetować bramkową zdobycz. W 35. minucie w objęciach kolegów znalazł się Szymon Wojtek, który dopadł do piłki „wyplutej” po rzucie wolnym przez Dominika Syca i zapewnił Wiśle prowadzenie. Nie był to najistotniejszy moment tej części meczu, bowiem w 42. minucie zza „16” dokładnie przymierzył Kamil Żołna, a wyrównanie odegrało rolę ważną dla tego, co działo się na murawie później...

– Dobrze się stało, że odpowiedzieliśmy przeciwnikowi zanim nadeszła przerwa. Zdecydowanie podziałało to na drużynę mobilizująco, a w miarę upływu kolejnych minut uwidaczniała się też różnica w motoryce na naszą korzyść. Wygraliśmy więc pewnie, chociaż początek rzeczywiście tego nie zapowiadał – mówi Seweryn Kosiec, trener żywczan, którzy potrzebowali 10. minut po powrocie z szatni, by zespół ze Strumienia sprowadzić „do parteru”. Wpierw wrzutkę Żołny z bocznej strefy sfinalizował Jakub Kantyka, a niebawem swoje „cegiełki” do efektownej ostatecznie wygranej dołożył Łukasz Tymiński, w tym raz egzekwując bezbłędnie rzut karny. „Dwupak” trafił zarazem na konto niezawodnego Rafała Hałata, a strzelanie zamknął jego zmiennik Mateusz Hernas. W tzw. międzyczasie – konkretnie w minucie 67. – Wisła pokusiła się o bramkę korygującą rezultat na 5:2 z perspektywy gospodarzy patrząc. Zasługa to perfekcyjnego uderzenia Łukasza Mozlera z rzutu wolnego z okolic 20. metrów.

Podopieczni trenera Krzysztofa Dybczyńskiego tym razem nie wystąpili w dość typowej dla siebie w tym sezonie roli pogromcy faworytów. – Póki były siły biegaliśmy i próbowaliśmy, ale to gospodarze radzili sobie lepiej. Szkoda, że przegraliśmy tak wysoko, ale nawet przy niekorzystnym wyniku chcieliśmy grać w piłkę. Źle to się skończyło, bo „z tyłu” byliśmy mocno zdezorientowani – opowiada szkoleniowiec Wisły.