W minioną sobotę Wilamowiczanka Wilamowice zmierzyła w Porąbce z tamtejsza Porąbką. Podopieczni Łukasza Płonki na meczu udali się bez nominalnego bramkarza. wilamowice_logo Sławomir Tlałka, etatowy golkiper Wilamowiczanki, nie mógł zagrać, gdyż uczestniczył w weselu. Trener Łukasz Płonka kilka dni przed meczem miał przygotowane rozwiązanie awaryjne. W bramce miał stanąć obrońca Wojciech Buczek, ostatecznie w rolę „numer jeden” wcielił się doświadczony napastnik Dominik Natanek. – Dzień przed spotkaniem rozmawiałem z Dominikiem, który sam zaproponował takie rozwiązanie. „Natan” nabawił się na treningu kontuzji i „w polu” nie mógłby zagrać. W juniorach kiedyś miał kontakt fachem bramkarskim. Jego obecność między słupkami umożliwiła nam grę piłką od tyłu, pomogło także doświadczenie Dominika – opisuje nietypową sytuację Płonka. – Błędu nie popełnił. Zapora stworzyła sobie tylko jedną klarowna sytuację. W końcówce "Natan" wygrał pojedynek sam na sam z rywalem. Przy straconej bramce obronił strzał, dopiero dobitka okazała się skuteczna. Zagrał dobrze, ale wolałbym Dominika mieć w ataku. W meczach z Bestwiną i Porąbką jego brak z przodu był widoczny – ocenia postawę lidera zespołu nasz rozmówca.

Wilamowiczanie w nietypowych okolicznościach zdobyli punkt, przed mecze mimo wszystko zakładali walkę o pełną pulę. – Na samych remisach nie ujedziemy. Zespoły z dołu tabeli wygrywają, my też musimy. W tej drużynie tkwi potencjał, pokazała to w Skoczowie. Brakuje nam systematyczności, gdyż z Bestwiną zagraliśmy źle, „spaliliśmy się”. Być może wpływ na taki obrót spraw miała ranga meczu oraz osoba trenera Szymali. W spotkaniu z Zaporą mogliśmy się pokusić o trzy punkty. Rywal nas chyba trochę zlekceważył. Musimy się przełamać, także psychicznie, bo naprawdę możemy w tej lidze powalczyć z każdym przeciwnikiem – stwierdza szkoleniowiec, który niedawno przejął schedę w Wilamowiczance po Grzegorzu Niemcu.