Zapisali je na swoim koncie wyżej notowani gospodarze. – I to jest najważniejsze. Wielkiego grania nie było, ale też chyba ciężko było tego oczekiwać. My zrobiliśmy to, co powinniśmy – klaruje Jakub Mrozik, szkoleniowiec triumfującej Victorii, która zadała przeciwnikowi 3 ciosy.

Już po 120. sekundach zebrzydowiczanie zmuszeni zostali do „gonienia” wyniku, bo niezłą akcję gospodarzy sfinalizował Kamil Szajter. Przyjezdni wykazywali dążenia do możliwie szybkiego wyrównania. Pod koniec premierowej połowy egzekwowali serię rożnych rożnych, a bramkarz Victorii musiał parować strzały, jakie oddawali Konrad WijaBartosz Pomeranek.

Losy meczu nie były przed drugą częścią rozstrzygnięte, ale już po jej kwadransie – owszem. W 52. minucie futbolówka zatrzepotała w siatce po „centrostrzale” Bartosza Żyły, zaś 10. minut później Szajter sprytnie uderzył z rzutu wolnego z okolic 20. metra, a piłka minęła zarówno mur ustawiony przez Kamila Kawę, jak i nie doczekała się parady golkipera Spójni. Wiary w korzystny bieg zdarzeń było wówczas w ekipie z Zebrzydowic mniej. Zgasła ona zupełnie, gdy w 75. minucie za „pyskówkę” z boiska usunięty został Michał Krehut, który wcześniej upadł w polu karnym i domagał się zaordynowania rzutu karnego. Gdyby Kacper BrachaczekAntoni Ogrodnik nieco lepiej zachowali się w kontrach gospodarzy, to rezultat przybrałby rozmiarów bardziej okazałych.

– Nie zasłużyliśmy na porażkę z przebiegu gry. Różnica nie było takiej, jak wskazuje wynik końcowy. Nam brakowało nam kropki nad „i”, a gole straciliśmy dosyć kuriozalne – podkreśla Piotr Puda, szkoleniowiec Spójni.