W poprzednim, debiutanckim sezonie po awansie z A-klasy, GLKS zdobył 36 punktów i dobrą postawą zapracował na miano drużyny-niespodzianki minionych rozgrywek. Podczas dorocznej Gali „Futbolowe Asy Beskidów” nagrodę w owej kategorii odebrał prezes klubu Ryszard Rączka, który zapowiadał wówczas, że drużyna z Wilkowic na laurach nie spocznie, a wzmocnienia kadrowe pozwolą klubowi na dłużej zadomowić się w bielskiej „okręgówce”.

Nijak ku temu nie przystaje to, co dzieje się w sezonie bieżącym. Podopieczni szkoleniowca Sebastiana Gruszfelda kompletują od startu zmagań same porażki, tracąc w 6. kolejkach ligowych aż 31 bramek. Pomimo okupowanej pozycji „czerwonej latarni” AP-Sport Bielskiej Ligi Okręgowej w Wilkowicach na radykalne kroki się nie zanosi. – Podchodzimy na spokojnie do tematu. Karta w końcu się odwróci na naszą korzyść. Bardzo często w takich sytuacjach nerwy są złym doradcą. Nie działamy nerwowo, bo panika byłaby najgorsza w tym momencie – uważa sternik GLKS-u.

Słabe wyniki wilkowiczan są konsekwencją trudnej sytuacji kadrowej w drużynie. Latem GLKS doznał sporych osłabień personalnych, mówiło się nawet o zagrożeniu wycofaniem się z rozgrywek „okręgówki”. Kalendarz pozostałych jesiennych meczów nie przedstawia się dla outsidera korzystnie. Jutro do Wilkowic zawita rewelacyjny w tym sezonie Cukrownik, potem zespół czeka wyjazd do Pruchnej, zaś na koniec września przyjazd dobrze spisującej się Błyskawicy z Drogomyśla. W październiku ekipa trener Gruszfelda będzie musiała stawić czoła piłkarzom WSS Wisła, Pasjonata i Koszarawy, co przy obecnej dyspozycji nie wróży podreperowania punktowego bilansu.