Zadanie okazało się dla skoczowian trudne do wykonania, a to dlatego, że wyjątkowo zmobilizowani gospodarze narzucili w pierwszej połowie swój styl gry. Mieli w ślad za tym sporo okazji, aby Beskid wypunktować. Uczynił to jedynie w 26. minucie Gabriel Duraj, który dobił wcześniejszą próbę Jakuba Sołtysika. Niebawem z bliska głową piłkę ponad poprzeczką przeniósł Sebastian Kacprzak, dokładności w obliczu „świątyni” Beskidu zabrakło również Rafałowi Durajowi, a na zamknięcie tego fragmentu potyczki Konrad Krucek wybornie sparował uderzenie Michała Motyki z rzutu wolnego.

– Powinniśmy mecz rozstrzygnąć przy tylu sytuacjach wypracowanych. Nasza gra wyglądała rewelacyjnie i obawiałem się w przerwie, że za zmarnowane szanse przyjdzie nam zapłacić – opowiada Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec Borów, które w istocie musiały do samego końca drżeć o wynik...

Zanim ekipa ze Skoczowa wzięła się do roboty straciła i drugiego gola – w 55. minucie pechowo głową do własnej siatki piłkę skierował Michał Grześ. Niespełna kwadrans później w szeregach gości zapanowała radość, bo Jakub Krucek skorzystał z podania Kamila Janika. Odkrywający się skoczowianie, w całkowicie zasadnych dążeniach do wyszarpania choćby „oczka”, nadziewali się na wypady zawodników z Pietrzykowic, którzy jednak nie grzeszyli potrzebnym spokojem. Omal w takich okolicznościach zwycięstwa nie wypuścili z rąk. W 86. minucie uderzenie Damiana Szczęsnego końcami palców odbił Sławomir Raczek, z kolei w 90. minucie strzał „Szczeniaka” z rzutu wolnego ostemplował słupek.

Co więc zdecydowało w największym stopniu o kolejnym bardzo wartościowym triumfie pietrzykowiczan, potwierdzającym, że pozycja wicelidera "okręgówki" nie ma w sobie niczego z przypadku? – Determinacja i dążenie do tego, aby z tuzami ligi okręgowej sprawiać niespodzianki. Wygrać z Beskidem nie jest czymś na porządku dziennym, więc satysfakcję mamy naprawdę dużą – dodaje Gruszfeld.