W lipcu minionego roku Bartłomiej Konieczny doznał, jak wpierw myślano, lekkiego urazu kręgosłupa, który wyeliminować go z gry miał na kilka miesięcy. Niedługo później okazała się, że wychowanek Zjednoczonych Przytoczna nie ma co myśleć o powrocie do piłki, w przeciwnym razie stoperowi grozi kalectwo. By nie zostawiać zawodnika w potrzebie Podbeskidzie postanowiło nie rozwiązywać z nim obowiązującego kontraktu, lecz nadać mu nowe obowiązki. W kwietniu tego roku nowy prezes "Górali" Tomasz Mikołajko, postanowił utworzyć tercet klubowych skautów, w którego skład wchodzili Adrian Sikora, Sławomir Cienciała i właśnie Konieczny. Dwóch pierwszych w Bielsku w dalszym ciągu w tym charakterze pracują, były piłkarz m.in. Polonii Warszawa już jednak od lipca nie. - Czy odczuwam żal do Podbeskidzia? Nie, bo nie mam do tego prawa. Taka jest piłka nożna, nie zawsze jest tak, jakby się chciało. Mam jednak żal do ludzi, którzy twierdzą, piszą i mówią, że nie przyjąłem oferty przedłużenia umowy. To nieprawda. Zrobiłem kurs skauta, w lipcu miałem dostać propozycję nowej umowy, lecz to nie nastąpiło. Jest mi z tego powodu przykro - powiedział nam Konieczny. 

Sposób, w jakim były kapitan "Górali" rozstał się z klubem nie zniweczyło jego przywiązania do Podbeskidzia. - Zawsze będę kibicował bielszczanom. Spędziłem w tym klubie wiele lat, to oczywista sprawa. Wykupiłem już karnet na ten sezon, więc będę kibicował chłopakom z wysokości trybun. Wierzę, że stać tę drużynę na awans do Ekstraklasy - zadeklarował 35-latek.