W sobotę w Bestwinie odbył się mecz na szczycie tabeli. Miejscowy LKS podejmował wicelidera z Lędzin i ku ogólnemu zdumieniu już w pierwszej połowie został sprowadzony do parteru. Wynik 3:0 na rzecz gości był z punktu widzenia bestwińskiego zespołu miażdżący. – Nie graliśmy wcale tak źle, jak wskazywałby na to wynik. Traciliśmy gole trochę z niczego. Generalnie to sami stwarzaliśmy sobie problemy, aczkolwiek prowadzenie przeciwnika było zasłużone – przyznaje trener LKS-u Sławomir Szymala.

Po przerwie gospodarze zaprezentowali się lepiej, nim upłynęła godzina zniwelowali część strat na 2:3 trafieniami Wojciecha Wilczka. Lecz na finiszu to piłkarze z Lędzin przypieczętowali triumf. – Za drugą połowę należą się drużynie słowa pochwały. Rywal motorycznie wyraźnie osłabł – dodaje szkoleniowiec bestwinian.
 



Skąd tak niecodzienny przebieg szlagierowej potyczki? Czy lider nie był odpowiednio nastawiony do meczu pod względem mentalnym, a stawka zrobiła swoje? – Wiedzieliśmy, że to ważne spotkanie, z gatunku tych o 6 punktów. Nie powiedziałbym natomiast, że stawka meczu spętała nam nogi – zauważa Szymala, który wobec zmniejszenia dystansu w tabeli do 3 „oczek” ma świadomość, że w kwestii mistrzostwa do ostatecznego rozstrzygnięcia daleko. – Może to i dobrze dla atrakcyjności ligi. Nam pozostało kilka ciężkich meczów, ale i przed ekipą z Lędzin takie – kończy nasz rozmówca.