Jeśli chodzi o pierwszą połowę tego spotkania, to trzeba przyznać, iż przebiegła ona bez większych "fajerwerków". Obie ekipy - eufemistycznie ujmując - nie wzniosły się na wyżyny swoich umiejętności w tej części meczu. Mimo to kibice zobaczyli dwie bramki. Na prowadzenie Spójnię w 35. minucie wyprowadził Krystian Kaczmarczyk, który wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Dawida Kozieła. Riposta Skałki była błyskawiczna. Kilkadziesiąt sekund później Igor Jarco składną kontrę swej drużyny zakończył trafieniem. 

 

Inny obraz starcia widzieliśmy po zmianie stron. Głównym powodem tego stanu rzeczy było... przesunięcie bramkarza Spójni, Radosława Kalisza do ataku. - Musiałem podjąć taką decyzję, aby dodać charakteru drużynie. Tak się złożyło, że nasz bramkarz okazał się być dobrym napastnikiem. Ale mógł strzelić więcej niż trzy bramki - uśmiecha się Piotr Pastuszak, trener Spójni. 

 

Kalisz na listę strzelców wpisał się już w 55. minucie, gdy przytomnie odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu. Kolejne dwa trafienia dołożył w 75. i 77. minucie - kompletując hat-tricka. W tzw. międzyczasie Paweł Łupiński popisał się dobrym uderzeniem a Kaczmarczyk wykorzystał wycofaną piłkę na 16. metr. Ten zawodnik ustalił również losy potyczki w 83. minucie, gdy dobrze zachował się w polu karnym rywala.