Zadyma po hicie
W minionej kolejce doszło do spotkania na szczycie w bielskiej A-klasie. Przełom Kaniów po zaciętym i emocjonującym meczu zremisował 4:4 z Pionierem Pisarzowice. Niestety po ostatnim gwizdku arbitra doszło do przykrych wydarzeń z udziałem "kibiców". A-klasowy hit dostarczył sporo emocji. Osiem bramek, dużo walki, udana pogoń Pioniera, który od 74. minuty przegrywał 2:4. Piłkarze zafundowali kibicom spektakl, który zapamiętają na długo. Niestety, także ze względu na pozasportowe ekscesy w trakcie meczu i zaraz po jego zakończeniu.
Kilkudziesięcioosobowa grupa sympatyków Pioniera, poza wulgarnymi przyśpiewkami (zdarzały się one także kibicom z Kaniowa), mocno utrudniała pracę sędziego liniowego, który był zastraszany, opluwany i oblewany piwem. Arbiter główny skończył mecz w 90. minucie, nic nie doliczył, chociaż powinien. W pomeczowym protokole wyjaśnił, że taką decyzję podjął ze względu na bezpieczeństwo. Mocno niezadowolony z tego powodu był Zbigniew Wydra. Szkoleniowiec przyjezdnych miał do rozjemcy o to sporo pretensji. Swoje negatywne emocje na drzwiach w szatni wyładowali także jego podopieczni.
Kibice Pioniera, których ochrona nie była w stanie upilnować, zdewastowali krzesełka na trybunie oraz klubową gablotę. Działacze Przełomu, spodziewając się wizyty kibiców z Pisarzowic, dwa tygodnie przed meczem apelowali o obecność na stadionie policji. Spotkania na tym poziomie rozgrywkowym nie podlegają jednak pod ustawę traktującą o imprezach masowych, nie są zatem traktowane jako mecze podwyższonego ryzyka. Trzy radiowozy policyjne przyjechały do Kaniowa około godziny 18:30, czyli po meczu. Szczegółowe oględziny zakończyły się po 22:00. – W klubie powoli dochodzimy do siebie po wydarzeniach, które rozegrały się na naszym boisku w sobotnie popołudnie. Przez 90 minut emocjonowaliśmy się pięknym meczem zakończonym remisem 4:4, a później niestety byliśmy świadkami bardzo przykrych wydarzeń z udziałem kibiców z Pisarzowic. Zdemolowane krzesełka na trybunach to straty wynoszące 2 tysiące złotych, a zniszczona gablota, to kolejne kilkaset złotych. Sprawa trafiła na policję i dla dobra śledztwa tyle mogę powiedzieć w tym temacie – informuje nasz portal Grzegorz Wieczorek. – Bardzo przykre jest to, że na meczach, na których są małe dzieci, przychodzą rodziny, dochodzi do takich strasznych zajść. Pojawia się pytanie, gdzie my jesteśmy? Czy normalne jest to, że po meczu pomiędzy zespołami z dwóch małych miejscowości, na poziomie A-klasy dochodzi do takich dramatycznych wydarzeń? Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz oglądaliśmy takie sceny na naszym stadionie – dodaje prezes Przełomu.
Za zaistniałą sytuację nie można obwiniać tylko "sympatyków" Pioniera. Kibice gospodarzy prowokowali, a mecz, ze względu na wspomniany brak policji, nie był właściwie zabezpieczony. Miejscowa ochrona w starciu z zorganizowaną grupą była bezradna.
Obszerne wyjaśnienia w sprawie sobotnich ekscesów złożył na naszych łamach Jerzy Wróbel, prezes pisarzowickiego klubu. – Jest nam bardzo przykro. Nie powinno do tego dojść. Boisko, boiskiem, a szatnia, szatnią, ona jest święta. Zawodnikom puściły nerwy. Pozostał duży niesmak. Zachowanie kibiców również było naganne. Doping w pierwszej połowie był do przyjęcia. Po przerwie kibicom również puściły nerwy. Za dużo było wulgaryzmów, obrażania innych. Po meczu przegięli, ale byli prowokowani. Iskrą zapalną była rzucona w ich kierunku ławka. Myślę, że gdyby nie ten incydent, to na wulgaryzmach by się skończyło – obrazuje pomeczowe wydarzenia sternik Pioniera. – Nerwową atmosferą podgrzała decyzja sędziego, który zakończył mecz w 90 minucie. Decyzja arbitra była dla wielu niezrozumiała. Dopiero po meczu wyjaśnił, że zadecydowały względy bezpieczeństwa. Liniowy został oblany piwem. Gospodarzom mogę zarzucić słabe zabezpieczenie stadionu. Ochrona była nieporadna, działała opieszale. Podobnie jak policja, która przyjechała pół godziny po spotkaniu. Kibiców złapać się im nie udało, więc wzięli się za zawodników. Niektórych w nocy z soboty na niedzielę ściągali na przesłuchania, zakładali im kajdanki, jak jakimś przestępcom. Zapewniłem działaczy Przełomu, że pokryjemy koszty związane z naprawą mienia uszkodzonego przez piłkarzy. Zostawiłem NIP i wszystkie inne dane. Mimo zapewnień, że sprawa jest załatwiona, trafiła ona na policję. Nie wiem czemu, ale zawsze mamy problemy z zespołem z Kaniowa. Podczas każdego spotkania, nawet gdy jesteśmy gospodarzami. Teraz mamy wyremontować im szatnie. Na listę szkód wpisali praktycznie wszystko co się dało, wpisali stare uszkodzenia. Nasz zawodnik przyznał się do kopnięcia w drzwi. Nic więcej – dodaje Wróbel, który próbuje uporać się z kibicami, choć to zadanie niełatwe. – Trudno z nimi walczyć. U nas nie mamy problemów. Przeprowadziliśmy kilka rozmów. Padła groźba, że w przypadku kolejnych incydentów będziemy grać przy pustych trybunach. Nie wiem czemu, ale na mecze wyjazdowe czasami zbiera się pospolite ruszenie. Jedzie 30, 40 osób, oczywiście nie z zamiarem demolki, ale ich zachowanie na trybunach, wulgarne przyśpiewki też nam szkodzą. Mając na meczach do dyspozycji kliku ochroniarzy nie sposób z tym walczyć. To jest grupa zorganizowana. Do części kibiców udało nam się dotrzeć, ale niektórzy są niereformowalni wulgarne przyśpiewki – kończy niepocieszony sobotnimi wydarzeniami prezes.
Przypomnijmy, że to nie pierwsze chuligańskie wybryki "kibiców" z Pisarzowic. Wystarczy przypomnieć przerwany mecz Pioniera w Mazańcowicach. W sierpniu zeszłego roku doszło do bójki "sympatyków" obu zespołów. Agresja słowna przerodziła się wówczas w bijatykę, w sobotę w akt wandalizmu.