Zespół z Ciśca w konfrontacji z liderem objął na jego terenie prowadzenie... miłe złego początki.

Beskid Skoczow rus Wraz z rozpoczęciem meczu Beskid ruszył do ataku i... został skarcony. Goście wyprowadzili kontratak, który precyzyjnym uderzeniem z dystansu zwieńczył Mateusz Motyka. Podrażnieni takim obrotem spraw gospodarze intensywnie poszukiwali wyrównania. Zanim dopięli swego, wskutek braku precyzji przy ostatnim podaniu bądź strzale, zmarnowali kilka okazji. Dopiero Dariusz Ihas wykończył dośrodkowanie Wojciecha Strusia, tuż przed upływem drugiego kwadransa gry. Chwilę przed zmianą stron objęli prowadzenie. Po dograniu z rzutu rożnego Wojciech Padło głową pokonał Ryszarda Elżbieciaka. Przyjezdni w ofensywie nie pokazali zbyt wiele, poza wspomnianym otwarciem wyniku.

W drugiej części meczu dominacja miejscowych również nie podlegała dyskusji, również pudłowali na potęgę. Biorąc pod uwagę ilość zmarnowanych przez skoczowian sytuacji, można by nimi obdzielić kilka spotkań ligowych. Wynik na styku utrzymał się do 63. minuty. Wówczas piłka dośrodkowana w pole karne dotarła do Mateusza Wojaczka, który wiedział co z nią zrobić. Wynik meczu ustalił w doliczonym czasie Krzysztof Surawski, wygrał pojedynek sam na sam z golkiperem.

Beskid Skoczów – Maksymilian Cisiec 4:1 (2:1) 0:1 Motyka (7') 1:1 D.Ihas (29') 2:1 Padło (39') 3:1 Wojaczek (63') 4:1 Surawski (90'+1)

Beskid: Feruga – Marek, Sornat, Zaremski, Wojaczek, Warywoda, D.Ihas, Grześ (70' Smagło), Padło (75' Janik), Struś (60' Surawski), Kisiała (65' Flejszman) Trener: Szymura

Maksymilian: Elżbieciak – Miodoński, Trzop, Dziki, Motyka, Gołębiowski, Ł.Figura, Nowak, Wojtyła M.Figura, Semik Trener: Kupczak