– Niewykorzystane sytuacje się mszczą – to pierwszy pomeczowy komentarz Patryka Pindla, szkoleniowca wiślańskiej ekipy, która musiała uznać w sparingu wyższość Concordii Knurów. Inna sprawa, że taki scenariusz wcale nie był reprezentantowi żywiecko-skoczowskiej „okręgówki” pisany. Jak ulał do oceny test-meczu pasuje również powiedzenie mówiące o tym, że nieszczęścia lubią chodzić parami...
 


Goście zdołali po dwakroć trafić do siatki bramki Concordii. Oba trafienia autorstwa Szymona Płoszaja uznane jednak nie zostały. Powód? Cokolwiek prozaiczny – pozycje spalone. Dokładnie w takiej samej ilości ekipa z Wisły stemplowała obramowanie „świątyni” przeciwnika. Raz w słupek, a raz w poprzeczkę wcelował... Płoszaj. Na domiar złego w minucie 89. knurowianie skorzystali na nieporozumieniu defensorów WSS, a ze strzałem z okolic pola karnego nie poradził sobie Jakub Jędryka. – Szkoda o tyle, że wcześniej spisywaliśmy się „w tyłach” bezbłędnie, a rywal rzadko nam zagrażał – opisuje Pindel.

Dla wiślan sparing był w głównej mierze okazją do zgrywania się przy solidnie przemeblowanej tej zimy kadrze. – Ogólnie jestem zadowolony, bo zespół chce pracować. Życzyłbym sobie takiego zapału w dalszej części przygotowań. To ważne, bo przed nami choćby poprawa aspektów motorycznych – dodaje szkoleniowiec piłkarzy WSS, którzy kolejny sparing zaliczą w niedzielę przeciwko Strażakowi Dębowiec.