– Kataklizm. Zaprezentowaliśmy się żenująco – nie krył rozczarowania sparingiem w Bestwinie trener gości ze Skoczowa Mirosław Szymura, który odniósł się tym samym do porażki swoich podopiecznych... 1:8 (!) A jako, że nad klęską IV-ligowca z zespołem z niższej ligi trudno przejść, jak do porządku dziennego, to w czwartkowym serwisie nieco szerzej odniesiemy się do pomeczowych nastrojów w Skoczowie. Bo te są na kilka tygodni przed startem rozgrywek... nerwowe.

Te w Bestwinie zgoła odmienne. W środę miejscowi mieli „dzień konia”, niemal każdy strzał zamieniając na bramkowy łup. Po 20. minutach należących do skoczowian, kontra dwójkowa Artura Sawickiego i Szymona Skęczka zapoczątkowała strzelecki festiwal w wykonaniu ekipy z Bestwiny. Przed przerwą trafiali jeszcze Tomasz Drewniak i Przemysław Łoś, a gdy gola z „wapna” dorzucił na otwarcie drugiej połowy Skęczek, IV-ligowiec wywiesił przysłowiową białą flagę. Gospodarze jeszcze cztery akcje sfinalizowali, wydatnie pomagał im dopiero co pozyskany przez klub ze Skoczowa bramkarz Dominik Chmiel. I nawet w przypadku trafienia Wojciecha Padło przy stanie 6:0 dla przeciwnika, nie sposób mówić o ratowaniu honoru przez wyjątkowo nieporadnych i niedostatecznie zaangażowanych w grę futbolistów drużyny gości.

– Wynik absolutnie nie oddaje tego, co działo się na boisku. Beskid poddał się po stracie czwartej bramki. My stwarzaliśmy sytuacje, notując skuteczność na poziomie 90 procent. Natomiast nie ma żadnego hurraoptymizmu po takim meczu, bo ciężko go racjonalnie skomentować. Coś takiego zdarza się naprawdę rzadko – zaznacza szkoleniowiec bestwinian Sławomir Szymala.

Protokół meczowy poniżej.