- W mojej drużynie widzę progres. Pracujemy ciężko, korygujemy własne błędy i wygląda to coraz lepiej. Jest to jednak piłka nożna i wszystko jest możliwe. Liczymy na 3 punkty przed własną publicznością, ale z pokorą podchodzimy do tego meczu - takimi słowami spotkanie ze Skałką zapowiadał trener Górala, Bartosz Woźniak
 
Żywczanie na przekroju całego spotkania na zwycięstwo zasłużyli. To oni dłużej utrzymywali się przy piłce i kreowali ciekawsze sytuacje bramkowe. Premierowe trafienie odnotowano w 36. minucie. Stały fragment gry wykonywał Kamil Kozieł, a w polu karnym Skałki bezbłędnie odnalazł się Mateusz Biegun. - Graliśmy lepiej, ale nie ustrzegliśmy się błędów. Rywal kilka razy naprawdę bardzo groźnie nas zaatakował - zauważa Woźniak, którego zawodnicy tego dnia mieli niemałe problemy, by pokonać dobrze dysponowanego Andrzeja Nowakowskiego. - Moim zdaniem to najlepszy bramkarz w tej lidze. Zarówno jeśli chodzi o umiejętności bramkarskie, jak i grę nogami - chwali trener Górala. 
 
W 83. minucie Patryk Semik dorzucał z bocznego sektora boiska, do piłki dopadł Marcin Studencki, ale jego uderzenie kapitalnie wybronił Nowakowski. Los chciał jednak, że futbolówka spadła wprost pod nogi Grzegorza Szymońskiego, który umieścił ją w siatce.

Na chwilę przed końcowym gwizdkiem arbitra Maciej Łącki został powalony w polu karnym, a sędzie bez wahania wskazał na "wapno". Poszkodowany sam chciał wymierzyć sprawiedliwość i choć Nowakowski jego intencje wyczuł, to wobec dobitki był już bezradny. - Cieszy, że zagraliśmy na zero z tyłu, ale w pełni z postawy drużyny nie mogę być zadowolony - podsumował opiekun żywczan.