Wyżej notowani w tabeli piłkarze z Pietrzykowic o tyle nadawali ton sobotniej rywalizacji, że po dwakroć obejmowali w niej prowadzenie golami Michała Motyki z 12. i Marcina Gustyńskiego z 58. minuty gry. Spójnia skutecznie zaś odpowiadała – przed przerwą za sprawą Sebastiana Nowaka i po zmianie stron wobec gola Pawła Sękowskiego, wyrastającego tej jesieni na superrezerwowego w talii trenera Dariusza Owczarczyka.

Goście z wywalczonego „oczka” wyjazdowego nieszczególnie się cieszyli. – Nie wykorzystaliśmy naszych dobrych momentów, a powinniśmy to zrobić lepiej zachowując się w kilku sytuacjach w bliskości bramki przeciwnika – przyznaje szkoleniowiec Borów Sebastian Gruszfeld. Niedosyt ma także ścisły związek z okolicznościami, jakie zaistniały w końcowej fazie drugiej połowy, gdy wobec „cegły” dla golkipera zebrzydowiczan Radosława Kalisza przyjezdni nie tylko mieli na murawie liczebną przewagę, ale i... zawodnika z pola Arkadiusza Brachaczka między słupkami. – Po tej czerwonej kartce nasza gra to była jedna wielka „padaka”. Zamiast przejąć kontrolę i zagrać rozsądnie, nie byliśmy w stanie wykreować sobie żadnej dogodnej sytuacji do strzelenia zwycięskiej bramki – zauważa Gruszfeld.

Spójnia z kolei w rzeczonym fragmencie zademonstrowała oblicze drużyny ambitnej. – Widać było walkę o każdy centymetr boiska. Tym bardziej ze względu na skomplikowaną dla nas końcówkę spotkania należą się zespołowi słowa uznania – ocenia trener Owczarczyk.