Goście meczu w Wodzisławiu Śląskim stoczyli z Odrą wyrównany bój. To jednak tylko wniosek wynikający z obrazu gry, bo wynik do takowej oceny nie przystoi. – Pogrążyła nas skuteczność rywala – przyznał szczerze Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa, które w starciu z doświadczonym konkurentem rzeczywiście ugrać mogło nieco więcej.

Trudno myśleć o korzystnym dla siebie rezultacie, gdy trudny wyjazd rozpoczyna się od straty bramki. A ta nastąpiła z perspektywy przyjezdnych już w 120. sekundzie w następstwie rzutu rożnego wodzisławian i celnego strzału Jakuba Wilczka. Piłkarze Tempa się jednak nie poddali, stwarzając dogodne sytuacje w obrębie „świątyni” Odry. Czujność jej golkipera sprawdził Jakub Legierski, do futbolówki „wyplutej” dopadł Mikołaj Tobiasz, który po minięciu obrońcy z 9. metra uderzył nad poprzeczką. Za moment w dogodnej pozycji znalazł się Szymon Gabryś, ale podanie do Legierskiego wykonał na tyle niedokładnie, że obiecująco zapowiadająca się akcja została zmarnowana. – Po dobrym fragmencie przenoszenia gry na połowę przeciwnika straciliśmy kolejnego gola. I tak było właściwie za każdym razem, gdy napędzaliśmy własną ofensywę, mając piłkę przy nodze – opowiada trener puńcowian.

W 34. minucie beniaminek godzić się musiał ze stratą gola numer 2, zaś po godzinie dystans między zespołami zrobił się pokaźny. W obu przypadkach nie bez znaczenia była „pomoc” tracących piłkę w ważnym momencie Tomasza OlszaraArkadiusza Szlajssa. Minutę 64. swoim kolejnym trafieniem oznaczył Nikodem Powroźnik i wywalczenie korzystnego wyniku stało się dla Tempa „mission impossible”, tym bardziej, iż w 70. minucie Olszara za nadmiar żółtych kartek sędzia odesłał do szatni. Na otarcie łez w 78. minucie Damian Szczęsny z rzutu wolnego dośrodkował na głowę Kamila Adamka, który zapewnił swojemu zespołowi osłabionemu brakiem kontuzjowanego Rafała Adamka wyjątkowo skromny łup w porównaniu do wcześniejszych spotkań w IV lidze śląskiej.