Piłkarskie tornado
W stolicy Warmii, na terenie, gdzie przed laty "gubili" punkty, piłkarze Podbeskidzia odrobili ligową zaległość. I bez wątpienia było to najdziwniejsze starcie obu ekip.
Już przed konfrontacją działy się rzeczy anormalne, bo wobec wichury, jaka nawiedziła Olsztyn nad stadionem zapanował mrok. Stąd opóźnienie gry o kilkanaście minut, które najwyraźniej zaburzyło rytm futbolistów Stomilu. Przez "Górali", kontynuujących już stricte piłkarskie tornado, zostali błyskawicznie sprowadzeni do parteru.
Pierwszy strzał sprawdzający formę wykonał Giorgi Merebashvili. Gruzin w pojedynku z Konradem Syldatkiem lepszy się nie okazał, ale niebawem wraz z Kamilem Bilińskim mieli co fetować. Napastnik notujący come back po przymusowej absencji zarówno w 4., jak i 9. minucie przypomniał kibicom o swym strzeleckim kunszcie. Wpierw przejął podanie od Romana Goku i uderzeniem przy słupku zaskoczył golkipera olsztynian, by następnie bramkarzowi w starciu młodości z doświadczeniem odebrać piłkę i ulokować ją "w sieci". Rozpędzone Podbeskidzie nadal atakowało i... doczekało się podwyższenia wyniku na 3:0. Zasługa to odważnej decyzji Merebashviliego o strzale zza "16", ale i znów niedobrej interwencji Syldatka.
Przez Olsztyn przeszedł zatem drugi huragan, którego impet równie szybko osłabł. W 26. minucie kontrę Stomilu sfinalizował Łukasz Moneta, a w 35. minucie Karol Żwir próbą z dystansu zmusił Martina Polacka do kapitulacji. Bielszczanie, w toku niesamowitej pogoni gospodarzy, stracili toteż pełną kontrolę nad meczem, choć gdyby w 45. minucie Titus Milasius huknął nieco niżej, a nie w poprzeczkę, to zaliczka podopiecznych Piotra Jawnego byłaby odzwierciedleniem ich przewagi w premierowej połowie spotkania.
Po zmianie stron entuzjazm obu drużyn do strzelania bramek wyraźnie osłabł. Powód? Nieskuteczność w sytuacjach optymalnych tudzież obiecujących, vide strzał Mateusza Wypycha po kornerze z 54. minuty nad "świątynią". Gdy nadeszła 66. minuta ożywienie grze zapewnił Jakub Bieroński. Rezerwowy pomocnik Podbeskidzia w zamieszaniu mocnym uderzeniem "przedziurawił" siatkę miejscowych. O ile ci mieli wiarę, że znów pokuszą się o remontadę, to na kwadrans przed końcem zapał ich został zastopowany. Żwir powalił na murawę szarżującego Ezequiela Bonifacio, za co arbiter bez wahania odesłał go do szatni. W finalnym fragmencie meczu "Górale" zaliczkę dowieźli do gwizdka bez większego oporu zawodników z Olsztyna.