SportoweBeskidy.pl: Drużyny piłkarskie Stali-Śrubiarnia sięgają po kolejne awanse – „jedynka” jest już w V lidze, pokonując szczeble od B-klasy, a rezerwy zmierzają w kierunku „okręgówki” po promocji do A-klasy. Jak tego udało się dokonać w ciągu raptem 4 lat?

Piotr Tymiński:
Pomysł, jaki nam przyświecał, gdy rozpoczynaliśmy był taki, aby zabezpieczyć możliwość gry chłopcom będącym w wieku juniora. Nasze działania opierały się na tym, że tych zdolniejszych zawodników wychowujących się w oparciu o naszą Szkołę Mistrzostwa Sportowego wypożyczaliśmy – czy to do Górala Żywiec, GKS-u Radziechowy-Wieprz, Orła Łękawica. Przyszedł taki moment w 2021 roku, że zostało nam 10 chłopaków i ciężko było nam skompletować zespół. Zgłosiliśmy się jednak do B-klasy, aby ich w jakiś sposób zagospodarować. Poprosiliśmy o wsparcie też tych starszych zawodników, jak Marka Gołucha, który został grającym trenerem, czy mojego syna Łukasza Tymińskiego, aby trochę jeszcze pograł w piłkę. A że jako całokształt grupa była na przyzwoitym poziomie, to B-klasę wygraliśmy. Później był zwycięski marsz przez A-klasę, dokonany właściwie tym samym składem, przy dobieraniu kolejnych juniorów ze szkoły. Gdy wylądowaliśmy w „okręgówce”, doszliśmy do wniosku, że potrzebne są wzmocnienia, ale nie takie przypadkowe, a opierające się o osoby, które w jakiś sposób z nami są związane. Stąd przyjście Kamila Żołny, a dołączyć miał także Łukasz Widuch, ale podczas jednego ze sparingów doznał kontuzji, która na rok wykluczyła go z gry. No i transfer dokonany „last minute” czyli Rafał Hałat, pozyskany z Czańca w ostatnim dniu okienka transferowego, co okazało się bardzo trafionym posunięciem przez pryzmat strzelanych goli. Awansowaliśmy do V ligi z 3. miejsca, a równolegle zgłoszona drużyna rezerw do B-klasy także zdobyła przepustkę poziom wyżej. Chcieliśmy w ten sposób zagospodarować chłopców kończących wiek juniora, którzy dotąd rozchodzili się po okolicznych klubach. To więc również się nam w miarę dobrze udało.

SportoweBeskidy.pl: Czy jest jakiś punkt docelowy w tym wszystkim, który sobie zakładacie?

P.T.:
Jest taki plan, aby złapać teraz trochę stabilizacji i ugruntować swoją pozycję na poziomie V ligi, będąc w niej drużyną oscylującą w czołowej grupie. Co z tego wyjdzie sportowo i na boisku – trudno powiedzieć, ale widzimy postępy i to cieszy najbardziej. Obserwuję ten zespół od B-klasy i poza wspomnianym Widuchem, który do nas wrócił, jesteśmy chyba jedynym klubem, który nie dokonał transferu żadnego zawodnika z zewnątrz. Taką obraliśmy politykę, żeby opierać się o piłkarzy związanych w przeszłości ze szkołą bądź takich, którzy jakoś z naszą społecznością się utożsamiają. Nie musi się to oczywiście udać, ale mam takie przekonanie, że to kierunek rozsądny.

SportoweBeskidy.pl: W A-klasie nie ma za wszelką cenę dążenia do awansu „dwójki” do ligi okręgowej?

P.T.:
Nie, natomiast pamiętajmy, że młodość jest nieprzewidywalna. Przykład niektórych zawodników pokazuje, że potrafią wykonać w krótkim czasie taki progres, aby nagle wskoczyć z ławki rezerwowych do podstawowego składu. Gdzieś tam w perspektywie kolejnych lat mamy następne zdolne roczniki i nie byłoby to złe, gdyby chłopcy, którzy ukończyli 15 lat mieli możliwości sprawdzenia się na poziomie ligi okręgowej. Upatruję w tym też szansy dla zawodników z okolic Żywca, którzy wybrali inne akademie, aby tu u nas grali, a ci kończący wiek juniora mogliby wspomagać młodzież. Widać w każdym razie motywację, aby wygrywać i trzeba tylko przyklasnąć temu, że chłopcy robią wszystko, aby wypaść jak najlepiej.

SportoweBeskidy.pl: Czy V liga w obecnym kształcie jako dodatkowy szczebel rozgrywkowy to w ogóle słuszna koncepcja?

P.T.:
Zdecydowanie. Rywalizację w lidze okręgowej cechowało to, że było 5-6 drużyn na w miarę wyrównanym, dobrym poziomie. Reszta trochę jednak odstawała i były mecze wygrywane pewnie, które wcale nie wymuszały jakiegoś dużego wysiłku, przez co ten rozwój był wolniejszy. Teraz mamy każdy mecz „na styku”. Nawet te teoretycznie słabsze zespoły na starcie ligi odkuwają się i potrafią sprawiać niespodzianki. A jednocześnie zabranie 4 najlepszych zespołów z „okręgówki” spowodowało, że i tam stawka bardzo się wyrównała i nie ma drużyn dominujących. Wcześniej awans do IV ligi był dla beniaminka często przeskokiem zbyt dużym, teraz gra się na szczeblu ligowym w miarę proporcjonalnym do faktycznego poziomu.

SportoweBeskidy.pl: Podstawą działalności, także klubu w piłkarskim kontekście, pozostaje Szkoła Mistrzostwa Sportowego?

P.T.:
Bez tego takich wyników i rozwoju sobie nie wyobrażam. Licząc od pierwszego rocznika szkoły podstawowej po kolejne roczniki z licealnymi włącznie, mamy około 150 młodych piłkarzy. To młodzież z Żywca i okolic, ale również z Bielska-Białej czy Istebnej. Jako szkoła gwarantujemy rozwój piłkarski przy jednoczesnej edukacji. A trzeba pamiętać, że nie samą piłką nożną żyjemy. Wszystkich uczennic i uczniów mamy ponad 300. Prężnie rozwija się sekcja siatkarska dziewcząt, która w krótkim czasie może poszczycić się dużymi sukcesami, jak mistrzostwa Śląska w poszczególnych kategoriach wiekowych czy udział w 2 finałach mistrzostw Polski w ubiegłym sezonie z 6. i 7. miejscem w kraju w juniorkach oraz młodziczkach. Doczekaliśmy się już też drużyny seniorek w I lidze wojewódzkiej. Jest u nas także sekcja gimnastyczna i tu również chętnych do uprawiania sportu i umiejętnego łączenia go z nauką nie brakuje. Co ważne, mamy odpowiednią infrastrukturę sportową ku temu, a myślimy ciągle o jej rozwijaniu. Znaleźliśmy swoje miejsce w Żywcu, które daje bezpieczeństwo i umożliwia dalszy progres.

SportoweBeskidy.pl: A futbol w żeńskim wydaniu?

P.T.:
Są w naszej szkole dziewczynki, które na co dzień trenują choćby w Mitechu Żywiec czy Rekordzie Bielsko-Biała, a występują na poziomie kadr wojewódzkich. Tendencja jest taka, że chętnych nam przybywa. Rozmawiamy o szerszej współpracy z Mitechem, co byłoby w kontekście kobiecego futbolu takim naturalnym kierunkiem.