SportoweBeskidy.pl: Długo trzeba było Cię namawiać do objęcia II-ligowej drużyny Rekordu? 

Dariusz Rucki: Wszystko działo się bardzo szybko, więc nie. Była to sytuacja, której - mimo wszystko - prezes Janusz Szymura się nie spodziewał, a nie lubi on wykonywać nerwowych ruchów. Okres czterech meczów będzie dobrym momentem, żebym ja się sprawdził, a zarząd przeanalizował sytuację na rynku trenerskim. Nie ma co ukrywać, jestem trochę naturalny "strażakiem", ale takie rzeczy w piłce się zdarzają, choćby na przykładzie GKS-u Jastrzębie. 

 

SportoweBeskidy.pl: Pytam, gdyż swego czasu nie dałeś się namówić na prowadzenie I drużyny Rekordu. Miało to miejsce przed kadencją Dariusza Klaczy. 

D.R.: To był inny okres. Nie byłem mentalnie na to gotowy. Pół serio, pół żartem teraz jednak obejmuję zespół II-ligowy, a nie III-ligowy (śmiech). Z perspektywy czasu uważam jednak, że miałem "nosa" i była to dobra decyzja. Trener Dariusz Klacza wywalczył historyczny awans, a ja w tym czasie nabrałem pewnego dystansu i łatwiej mi np. przychodzi relacja trener-zawodnik, gdyż wówczas byłem świeżo po zakończeniu przygody z piłką. 

 

SportoweBeskidy.pl: Tak naprawdę na co dzień masz do czynienia z II-ligowym zespołem. W jakim stanie go przejmujesz?

D.R.: Zespół jest w jakiś sposób przybity. Po wielu momentach, gdzie wypuszczaliśmy wygrane z rąk, gdzieś ta sfera mentalna jest do poprawy. Nie będzie łatwo się pozbierać, ale jest nowe rozdanie. Czy będzie efekt nowej miotły? Oby. Jestem człowiekiem, który jest w szatni numer "10" od 13 lat, znam doskonale tych chłopaków, wiem na co ich stać. Przed nami trudny terminarz, ale możemy na tym zyskać. 

 

SportoweBeskidy.pl: Co jest dzisiaj największym mankamentem “rekordzistów”? Patrząc przez pryzmat chociażby ostatniego meczu ze Skrą można odnieść wrażenie, że nie są to kwestie stricte piłkarskie… 

D.R.: Problem jest bardzo złożony. Zderzenie z II-ligową rzeczywistością, kwestia mentalna... można byłoby tak rozbijać wszystko na czynniki pierwsze. Na koniec rundy musimy jednak zagrać bardziej pragmatycznie i ograniczyć własne ryzyko. Oczywiście, chciałbym, aby zespół grał piękną piłkę, ale trzeba powiedzieć sobie prawdę w oczy - na tę chwilę tracimy za dużo bramek przez własne błędy i je chcemy ograniczyć do minimum. Wychodzę też z założenia, że zwycięstwa bardziej rozwijają, nawet od najpiękniejszych porażek. 

 

SportoweBeskidy.pl: Jak daleko wybiegasz w przyszłość? To znaczy, czy Twoim celem jest pozostanie na ławce trenerskiej Rekordu dłużej niż do listopada? 

D.R.: Ciężko mi powiedzieć, bo sam do końca nie wiem czego się spodziewać. Małymi kroczkami będziemy jednak dążyć do swoich celów. Na tę chwilę nie zaprzątam sobie głowy tym, co będzie pod koniec listopada. Skupiamy się na każdym kolejnym meczu. 

 

SportoweBeskidy.pl: Obserwując z bliska zmagania w II lidze, jest coś co Cię zaskoczyło w tych rozgrywkach? 

D.R.: Nie było czegoś takiego, co mnie zszokowało. Poziom jest bardzo wyrównany, z każdym trzeba się liczyć. Nie ma takich meczów, gdzie można sobie dopisać trzy punkty. Intensywność też stoi na bardzo dobrym poziomie. Są to jednak rzeczy, których mogliśmy się spodziewać, ale mimo wszystko zderzyliśmy się z tymi realiami. 

 

SportoweBeskidy.pl: Padło pytanie o to w jakim stanie przejmujesz pierwszy zespół, a teraz w jakim stanie Ty zostawiasz drużynę rezerw?

D.R.: Zostawiam zespół rezerw w procesie. Poziom IV ligi jest w tym sezonie bardzo wymagający i każdy mecz to duża nauka dla naszej młodzieży. W każdym spotkaniu rywalizujemy jak równy z równym, z każdym rywalem. Momentami brakuje jednak tego "czegoś", co sprawia, że przegrywamy tyle meczów różnicą jednej bramki. Jesteśmy na przedostatnim miejscu, mamy 8 punktów, ale nie jest to adekwatna pozycja do naszego potencjału i nie jest to tylko moje zdanie, ale też trenerów, którzy nas obserwują. Taka jest jednak piłka. Rundy wiosenne zawsze były lepsze w naszym wykonaniu i czas będzie grał na korzyść tych chłopaków. Podsumowując, chciałbym powiedzieć, że zostawiam zespół w dobrym stanie, aczkolwiek tabela może temu przeczyć. 

 

SportoweBeskidy.pl: Da się ogóle jakoś racjonalnie wytłumaczyć fakt, że tyle spotkań “dwójka” przegrała różnicą jedną bramki i to często w okolicznościach frustrujących, bo w ostatnich minutach spotkania? 

D.R.: Z jednej strony, jeśli coś tyle razy się powtarza, to może oznaczać, że czegoś nam brakuje. Często gramy 9-10 młodzieżowcami i rywale potrafią być mocniejsi mentalnie i czasem przepchać wygraną. Z drugiej, nie mamy szczęścia i nie da się właśnie tego racjonalnie wytłumaczyć. Uczymy się tej ligi na nowo, ale nie zamierzam szukać usprawiedliwień. Kady mecz jest nową historią, a wierzę, że los odda tym chłopakom. Może nowy bodziec na ławce trenerskiej również okaże się takim dobrym znakiem dla tej drużyny. 

 

SportoweBeskidy.pl: Zadebiutujesz na ławce trenerskiej w starciu z Wisłą Puławy. Podkreślmy, mecz odbędzie się na wyjeździe, a więc to dobry znak dla Rekordu w tym sezonie. 

D.R.: Widzimy w klubie pewną tendencję, że zarówno I zespół, jak i rezerwy lepiej punktują w tym sezonie na wyjazdach. Moim marzeniem jest wygrać w Puławach, ale jeszcze większym dać radość naszym kibicom przy Startowej. Wierzę, że ta karta odwróci się na naszą korzyść już w meczu z Wieczystą, chociaż nie jesteśmy stawiani w roli faworytów. 


SportoweBeskidy.pl: Na koniec coś z przymrużeniem oka. Arkadiusz Rucki pierwszym trenerem w BKS-ie. Dariusz Rucki pierwszym szkoleniowcem Rekordu. Zaczyna się tworzyć niebezpieczny precedens, a więc monopol na bielskim rynku trenerskim… 

D.R.: Cieszę się, że mojemu bratu fajnie idzie. Arek z powodzeniem prowadzi BKS. Jego zespół świetnie się prezentuje i dobrze punktuje. Pozostaje mi tylko się cieszyć, że znalazł swoje miejsce w trenerskim świecie i mam małą satysfakcję, że przyłożyłem do tego rękę. Ja również postaram się dać I drużynie Rekordu wszystko, co mogę dać. Na pewno mama będzie z nas zadowolona, a śp. tata też z pewnością z góry patrzy z radością, bo to on zaszczepił w nas tę pasję do piłki nożnej.