– Same rozmiary naszego zwycięstwa świadczą o tym, że przypadku żadnego nie było. Zagraliśmy tak, jak powinniśmy, wykorzystując szybko okazje, które się nadarzyły. A co dalej? Nie patrzymy na to, co za nami dzieje się w tabeli, a na siebie. Wszystko jest w naszych rękach – mówi Krzysztof Wądrzyk, szkoleniowiec Orła, utrzymującego przewagę w tabeli wobec zgarnięcia w sobotni wieczór kompletu „oczek”.

Konfrontacja z GLKS Nacomi ułożyła się wybitnie pod dyktando lidera. W 3. minucie Szymon Kurowski został pokonany po raz pierwszy. Filip Moiczek dograł do Damiana Chmiela, błędu nie ustrzegł się przy tym Maciej Marek i gospodarze zdobyli zaliczkę. Za moment podwyższyli ją, bowiem w „16” przewinił względem Kamila Gazurka wspomniany już zawodnik ekipy z Wilkowic. Egzekucja Seweryna Caputy była odpowiednia. W 19. minucie było de facto po meczu, gdy ponownie gola fetować przyszło Chmielowi.

– Po tak fatalnym początku ciężko było się pozbierać. Uczciwie sobie powiedzmy, że nie postawiliśmy się liderowi. Kuriozalne błędy indywidualne, do tego kadrowe niedostatki i po 20. minutach myśleliśmy w zasadzie tylko o tym, aby przegrać jak najniżej – klaruje trener wilkowiczan Krzysztof Bąk.

W drugiej części gospodarze pilnowali komfortowej przewagi, toteż żadnych fajerwerków kibice nie oglądali. Wynik skorygował powtórnie Robert Mrózek, który w 77. minucie skorzystał z podania Chmiela. Ostatni cios Orzeł zadał przyjezdnym w 90. minucie, kiedy Chmiel uderzył do siatki „z wapna”. Poza tym miejscowi egzekwowali całą masę stałych fragmentów, oddawali groźne strzały. W defensywie pomylili się raptem raz – w 80. minucie Maciej Marzec postarał się o bramkę honorową dla GLKS Nacomi, czyniąc użytek z dośrodkowania Filipa Gąsiorka.