Trzeba powiedzieć sobie uczciwie, że Podbeskidzie nie miało niesamowitej mocy sprawczej, że odmieniło losy meczu z 0:3 na 4:3, choć oczywiście za ten wyczyn piłkarzom z Bielska-Białej należą się słowa przynajmniej uznania. To spotkanie to jednak przede wszystkim kompromitacja Resovii, która zrobiła wszystko, aby tego meczu nie wygrać. Wypuścić taki wynik, grając w przewadze jednego zawodnika, to już wyższy przejaw indolencji, choć tu można byłoby się pokusić o brzydsze określenie. 

 

Dariusz Żuraw, dla którego było to już ostatnie spotkanie w roli trenera Podbeskidzia, zaskoczył przede wszystkim tym, iż posadził na ławkę Jeppe Simonsena. Po 30. minutach były szkoleniowiec Kolejorza, jednak się ocknął i wprowadził reprezentanta Haiti, zarzucając klasyczną "wędkę" Jakubowi Bierońskiemu. Do tego momentu tablica z wynikiem pokazywała 3:1 dla Resovii. Wpierw na listę strzelców wpisał się Kamil Antonik, a następnie 2-krotnie z rzutu karnego celnie przymierzył Bartłomiej Wasiliuk, który w przeszłości występował w... Rekordzie Bielsko-Biała. O trafienie kontaktowe pokusił się natomiast w 29. minucie Tomasz Neugebauer. Jeden z najlepszych piłkarzy Podbeskidzia na wiosnę sfinalizował dogranie od Kamila Bilińskiego. W tzw. międzyczasie czerwoną kartkę ujrzał Arthur Vitelli. 

 

Rzeszowianie wpadli jednak na rewelacyjny pomysł, że będą lepsi przynajmniej w tym aspekcie i dostaną 2 czerwone kartki w tym meczu. Przedwcześnie do szatni zeszli eks-bielszczanin Aleksander Komor oraz Radosław Adamski. Podbeskidzie więc wykorzystało niefrasobliwość przyjezdnych. W 49. minucie Maksymilian Sitek zrobił pożytek z podania od Michała Janoty. Następnie do remisu doprowadził Krzysztof Drzazga po dobrym zgraniu piłki przez Simonsena. Wynik spotkania na 4:3 ustanowił Biliński, który golem zamknął składną kontrę swego zespołu. 

 

Efektowna remontada nie dała bielszczanom nic w końcowym rozrachunku. Stal Rzeszów nie bez problemów wygrała ze Skrą Częstochowa 2:1 i to ona cieszyła się z wejścia do baraży z 6. miejsca. Plan 3-letni, o którym mówił swego czasu prezes Podbeskidzia Bogdan Kłys, zakończył się więc niepowodzeniem, gdyż w tym sezonie zakładał on właśnie wejście do baraży.