Wstęp nadspodziewany
Już początek sezonu był w wykonaniu piłkarzy WSS Wisła doskonały. Pokonywali kolejno swoich rywali, notując komplet punktów po 4 ligowych meczach. Osiągnięcia te nie były wcale takie oczywiste, wszak lato w Wiśle upłynęło pod znakiem personalnych niedostatków, które wskazywało, by siłę drużyny oceniać z daleko idącą rezerwą. – Przy problemach kadrowych, z którymi borykaliśmy się niemal od samego startu ligi, cel zrealizowaliśmy w zasadzie z nawiązką. Mierzyliśmy w „czwórkę” i w niej też się znaleźliśmy. Rundę można więc ocenić jako udaną – przyznaje Szymon Płoszaj, napastnik ekipy z Wisły, który jesienią nie do obrony dla bramkarzy przeciwników strzelał aż 29 razy! A cała drużyna odnotowała godne zauważenia 11 meczów ze zwycięskim skutkiem.

Ofensywa zrobiła różnicę
Choć wspomniany snajper WSS zdobył ponad połowę bramek dla swojej drużyny z łącznie liczby 57 trafień, to jednak cały zespół w aspekcie gry do przodu wywiązywał się jesienią z zadania. – Byliśmy skuteczni w ofensywie. To okazał się nasz atut. Natomiast problemy mieliśmy na skrzydłach, przez co brakowało dośrodkowań w pole karne, a większość naszych akcji zmuszeni byliśmy przeprowadzać środkową strefą – dodaje Płoszaj.

Nie sposób nie odnotować, że podopieczni trenera Tomasza Wuwera w meczach z innymi potentatami grupy ekip z podokręgu skoczowskiego nie mieli jednak nadmiernych powodów do satysfakcji. Z Wisły skalpy odpowiednio 4:0 i 4:2 wywozili futboliści Tempa Puńców oraz Błyskawicy Drogomyśl, z kolei z Beskidem w Skoczowie wiślanie wyjechali z pokaźnym bagażem 6 goli straconych. Na samym finiszu rundy konkurentom ze „szpicy” przeciwstawili się, ale spotkania te nie miały już żadnego ciężaru gatunkowego.

Do zapamiętania
Nie nad wszystkimi jesiennymi potyczkami wiślańskiego zespołu można przejść niczym do dziennego porządku. WSS wzbudził zaciekawienie rozgromieniem 11:1 rywala ze Strumienia i to na jego boisku. Co jeszcze winno z ostatnich miesięcy zapaść w pamięć? – Rewanżowy mecz w Puńcowie. Prowadziliśmy dwukrotnie różnicą 2 goli, a finalnie przez 2 rzuty karne dla Tempa i naszą czerwoną kartkę tylko zremisowaliśmy – wspomina napastnik.

Warte odnotowania jest również to, że w jednym z meczów – konkretnie przeciwko LKS '99 Pruchna – w protokole po stronie zdobywców goli „zabłądził”... trener Wuwer. – Niekoniecznie jest to powód do zadowolenia, gdy ktoś po kilkuletniej przerwie pojawia się na boisku i zalicza asystę oraz gola. Świadczy to o poziomie ligi w czasie wszechobecnej pandemii – wyjawia sam zainteresowany.