Wyżej notowani w tabeli goście, choć podobnie do ekipy z Leśnej zawodzący w rundzie rewanżowej, szybko z gospodarzami się rozprawili. Już w 8. minucie prowadzeniem dysponowali po znakomitym strzale Błażeja Cięciela. Uderzenie w istocie było tym najwyższych lotów, ale golkiper leśnian Piotr Łoboz mógł zachować się nieco lepiej. Żadnych szans nie miał w 31. minucie. Piłka posłana w kierunku bramki LKS-u z rzutu wolnego przez Tomasza Magierę zmieniła swój lot, rykoszet ten zmylił golkipera, niechybnie Pasjonat dystans powiększył. Być może podopieczni Wojciecha Zuziaka „załapaliby się” jeszcze na mecz, ale doskonałych szans nie potrafili na gola choćby jednego zamienić Maciej Krysta i Mieczysław Kwaśny. Ten pierwszy bramkarza Dominika Krausa miał już leżącego na ziemi, ale i tak do celu nie trafił, drugi został w ostatniej chwili powstrzymany przez dankowickich defensorów.

Krótko po powrocie drużyn na murawę emocje najpierw wzrosły za sprawą Cięciela, który dwukrotnie okazał się lepszy od Łoboza, korzystając także na jego pomyłce, to znów opadły, gdy zwycięzca został klarownie wskazany owymi wydarzeniami. LKS honorowego trafienia się doczekał i na niego zasłużył. W 79. minucie strzał Kamila Zonia po rykoszecie wylądował w „świątyni” dankowickiego zespołu.

I choć wynik 4:1 określić można mianem pogromu, zwłaszcza zważywszy na czterobramkową różnicę już po godzinie rywalizacji, to wcale nie jest on równoznaczny z wyborną formą piłkarzy Pasjonata. – Nie możemy się pochwalić szczególną jakością, bo ta była średnia. Ale istotne, że udało się podnieść po poprzednim meczu i wysoko zwyciężyć – ocenił trener Artur Bieroński.