Beskid w kilku ostatnich potyczkach z Błyskawicą radził sobie bardzo dobrze. Z reguły wygrywał, strzelał przeciwnikowi sporo goli. Tak też było w premierowym starciu w Drogomyślu, które goście pewnie rozstrzygnęli 3:0 na swą korzyść. Toteż nikt przypuszczać nie mógł, że rewanżowa batalia upłynie pod znakiem dominacji jednego zespołu.

Premierowa odsłona była w miarę wyrównana. To skoczowianie jako pierwsi mieli okazję, by strzelić gola, lecz Damian Szczęsny przegrał pojedynek z Krzysztofem Michałowskim. Niedaleko później – konkretnie w 26. minucie – podopieczni Krystiana Papatanasiu rywala zaskoczyli. Krótkie rozegranie rzutu z autu przyniosło dogranie Błażeja Bawoła do Krzysztofa Koczura, który idealnej szansy zmarnować nie mógł.
 



Prawdziwego wstrząsu miejscowi doznali w drugiej części spotkania. Wprawdzie w 48. minucie po akcji oskrzydlającej do wyrównania doprowadził Szczęsny, ale był to jedynie przysłowiowy łabędzi śpiew Beskidu. Po godzinie inicjatywę w pełni przejęli drogomyślanie, którzy raz za razem „dziurawili” siatkę bramki gospodarzy. W 66. minucie Koczur zrewanżował się B. Bawołowi, który nie miał litości wobec golkipera ekipy spod Kaplicówki Konrada Krucka. Ten sam był strzelec gola na 3:1, dobijając uprzednią główkę Daniela Krzempka w słupek. Na kwadrans przed końcem meczu dośrodkowanie Damiana Króla z rzutu wolnego na trafienie zamienił głową Łukasz Halama. Gdy skoczowianie byli już całkowicie pogrążeni „demolkę” uzupełnił Damian Stawicki, obsłużony w widowiskowy sposób piętką przez aktywnego B. Bawoła.

I wobec pogromu zasadne wydaje się pytanie – czy to Beskid był dziś tak kiepsko dysponowany, czy może Błyskawica zaliczyła wyborne zawody? – Faktem jest, że zagraliśmy naprawdę dobrze, ale też od przeciwnika bardziej chcieliśmy wygrać – podsumowuje trener drużyny z Drogomyśla.