Poprzednie potyczki przyniosły sporą liczbę bramek, skuteczniejsi byli w obu przypadkach piłkarze Beskidu. I dziś nie było inaczej. Po postawie skoczowian dało się dostrzec „głód” futbolu, co też nie pozostało bez odzwierciedlenia na wynik. Ale wzorem meczów jesiennych to ekipa spod Kaplicówki miała też więcej farta po swojej stronie. – Siedział nam w nogach sobotni mecz z Tempem, w szeregach Beskidu świeżość była za to dostrzegalna. Z przebiegu gry przegraliśmy zbyt wysoko, ale tak się mecz ułożył, że goście mogli czyhać na kontry, a dla takiego sposobu gry zawodników mają perfekcyjnych – skomentował Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec Błyskawicy, po raz pierwszy zaznajamiającej się tej wiosny z goryczą przegranej.
 



Zanim w 23. minucie główkuący Marcin Jaworzyn wykorzystał złe krycie obrońców Błyskawicy i w następstwie kornera Michała Szczyrby pokonał Krzysztofa Michałowskiego, gospodarze mogli o gola się pokusić. Strzał Damiana Stawickiego ostemplował jednak poprzeczkę. Gwoli sprawiedliwości pod bramką miejscowych szarżował także przy stanie 0:0 Damian Szczęsny, zatrzymany w bezpośrednim pojedynku przez bramkarza ekipy z Drogomyśla. Premierową odsłonę, która miała przebieg na wskroś wyrównany, zwieńczyło uderzenie Krzysztofa Koczura. Przyjezdni wyekspediowali je z linii bramkowej, choć nie brakowało i tych, którzy sugerowali, że uczynili to nazbyt późno.

Mając w zanadrzu gola futboliści Beskidu realizowali doskonale swój plan. Gdyby próba Łukasza Halamy z rzutu wolnego nie zatrzymała się na poprzeczce, a zakończyła lot „w sieci”, to drogomyślanie mogliby marzyć o korzystnym wyniku. A tak otrzymali kontry będące elementem wyróżniającym skoczowski zespół. W 70. minucie defensorom Błyskawicy urwał się Kamil Janik, dograł do Szczyrby, który dał gościom prowadzenie 2:0. Było ono w pełni komfortowe i napędziło dodatkowo grę Beskidu. O wyższą wygraną zadbać mógł Jaworzyn, lecz po asyście Szczęsnego uderzył z bliska wprost w Michałowskiego. Na finiszu strzelecki zmysł nie zawiódł dla przeciwwagi Szczyrby, który indywidualnie „objechał” obrońców i bramkarza rywala, pieczętując efektowny sukces Beskidu w jego premierowym meczu o stawkę po aż półrocznej pauzie.