Źle zaczęliśmy ten mecz. Na pierwsze 20 minut nie wyszliśmy z szatni – stwierdza na wstępie trener ekipy z Bestwiny Sławomir Szymala. Istotnie, bielszczanie w początkowej fazie byli stroną dominującą, lecz "rekordziści" nie odzwierciedlili tego w rezultacie. Potem jednak zawodnicy z Bestwiny zaadaptowali się do sztucznej nawierzchni i ich gra uległa poprawie. Wszystko co najważniejsze w pierwszych trzech kwadransach działo się ... w ostatnich 5. minutach. Wpierw LKS stanął przed klarowną okazją, aby objąć prowadzenie – w 40. minucie arbiter podyktował rzut karny, którego na gola nie zdołał zamienić Szymon Skęczek. Zemściło się to na przyjezdnych niemal natychmiastowo, gdy Bartłomiej Ślosarczyk świetnie przymierzył  z dystansu. Tuż przed przerwą ekipa z Bestwiny doprowadziła do remisu za sprawą Mariusza Dusia, który głową ulokował piłkę w siatce po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. 

Emocje sięgnęły zenitu w drugiej części widowiska. W 60. minucie na prowadzenie LKS wyprowadził Krystian Patroń, a chwilę później do własnej bramki piłkę na wślizgu posłał niefortunnie Jan Dudek. Zespół z Bestwiny prowadził 3:1, lecz biało-zieloni nie zamierzali odpuścić. – Byłem dziwnie spokojny i przekonany, że uda nam odwrócić losy tego meczu – zaznacza trener rezerw Rekordu, Szymon Niemczyk. 

Sygnał do odrabiania strat dał w 68. minucie Ślosarczyk. Młody zawodnik ponownie wpisał się na listę strzelców pewnie egzekwując rzut karny podyktowany po zagraniu ręką przez jednego z obrońców z Bestwiny. Ten sam zawodnik jeszcze raz błysnął w końcówce meczu, doprowadzając do wyrównania oraz kompletując hat-tricka. Gospodarze decydujący cios zadali jednak w 90. minucie. Akcję zainicjowaną przez ... rezerwowego bramkarza, wprowadzonego "do pola" Krzysztofa Jurka szczęśliwie sfinalizował Mateusz Gaudyn.