Zespołom miejscowego MRKS-u i przyjezdnym z Andrychowa przyszło rywalizować w warunkach iście tropikalnych. I jakkolwiek nie pozostało to bez wpływu na poczynania obu drużyn, tak stworzyły one mecz zacięty, w którym nie brakowało widocznego „gołym okiem” zaangażowania. – Za nami wartościowy sprawdzian z wnioskami, które jako trener mam na podstawie obu rozegranych połów – mówi na wstępie Jarosław Kupis, szkoleniowiec czechowiczan.

Gospodarze rozpoczęli z animuszem i po faulu na Bartłomieju Ślosarczyku arbiter zaordynował rzut karny. Napastnik z doskonałej okazji na strzelenie gola nie skorzystał, bo pojedynek z nim wygrał golkiper Beskidu. Co się jednak odwlecze... W 23. minucie do Ślosarczyka dograł Adam Grygier, a finalizujący akcję lob zakończył swój lot w siatce bramki gości. Czechowicki zespół w taki właśnie sposób zapewnił sobie prowadzenie i... zwycięstwo, bo mimo dogodnych szans dla duetu sobotnich sparingpartnerów wynik nawet minimalnie nie drgnął.

– Zagraliśmy „na zero” w obronie, a to zawsze powód do satysfakcji. Tym bardziej, że fajnie potrafiliśmy ataki rywala neutralizować. Kreowaliśmy poza tym sytuacje, natomiast do poprawy jest aspekt skuteczności – analizuje trener MRKS-u, który w toku test-meczu przyglądał się wyjątkowo licznej grupie zawodników o statusie testowanych. W większości oceny kształtują się pozytywnie, aczkolwiek to dopiero wstępna faza znaczącej przebudowy IV-ligowca.