Podopieczni Roberta Kasperczyka na tle wyżej notowanego przeciwnika zaprezentowali się solidnie, lecz nie wystarczająco, by zdobyć chociażby jeden punkt. - Ten mecz miał dla nas dwa oblicza - do straconej bramki, kiedy 3 liniami mocno się broniliśmy. Raków nas zepchnął na przedpole i trudno było wyprowadzić nam kontrę. W drugiej połowie chcieliśmy dać więcej jakości, jeśli chodzi o odbiór piłki, żeby uruchomić szybkiego Wilsona. Nie udało się tego zrobić. Po stracie bramki zaczęliśmy grać odważniej i coraz bardziej się napędzaliśmy. Pokazaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu i w tej lidze każdemu będzie z Podbeskidziem ciężko. Zabrakło łutu szczęścia, ostatniego elementu technicznego. Ważny był ten moment, w którym poszliśmy do przodu. Gratuluję trenerowi Papszunowi zwycięstwa, Raków się rozpędza i będzie walczył o mistrzostwo Polski - komentuje porażkę 0:1 szkoleniowiec Podbeskidzia. 


 
O podsumowanie meczu w rozmowie z telewizją bielskiego klubu pokusił się Petar Mamić, który do Podbeskidzia trafił tej zimy... właśnie z Częstochowy. - Po 4 meczach bez porażki dziś ona przyszła. Raków jest bardzo dobrym zespołem i my o tym wiedzieliśmy. Zadecydowała jakość hiszpańskiego napastnika Iviego Lopeza i jego strzał z rzutu wolnego. W końcówce próbowaliśmy jeszcze strzelić na remis, ale na takim boisku jak w Bełchatowie było to bardzo ciężkie. Teraz musimy skupić się na Lechii i stworzyć nową passy punktowania, bo jest to dla nas bardzo ważne - podkreślił boczny defensor.