Przyjezdni mieli świadomość skali trudności spotkania w Lędzinach. – Spotkaliśmy się chyba z najmocniejszą drużyną w tym sezonie. Przeciwnik postawił nam trudne warunki, natomiast my przeciwstawiliśmy się mu skutecznie – to pomeczowe słowa Krzysztofa Bąka, szkoleniowca ekipy z Wilkowic.

Przez większość czasu gry optyczna przewaga należała do piłkarzy MKS-u, którzy bardziej się we znaki dawali wilkowiczanom w premierowej odsłonie. Z kilku niezłych sytuacji zespół z Lędzin wykorzystał jedną, a owej utracie gola można było zapobiec. Paweł Kozioł wyprowadzał piłkę, napastnik gospodarzy wywarł na obrońcy pressing na granicy przepisów, sędzia grę puścił, a Richard Zajac musiał sięgać „za kołnierz”. Na całe szczęście odpowiedź GLKS-u nastąpiła przed przerwą. W 41. minucie Dominik Kępys wymanewrował dwóch obrońców MKS-u, wycofał przytomnie do Daniela Kasprzyckiego, który bezwzględnie szansę spożytkował.
 



Po pauzie niezwyciężony beniaminek atakował z dużym niebezpieczeństwem dla miejscowych. Przykładów szukać daleko nie trzeba. Strzelając z odległości ledwie 3. metrów słupek ostemplował Dawid Kruczek, pojedynek sam na sam z bramkarzem rywala przegrał Mateusz Kubica, aż wreszcie w końcówce zaciętej potyczki do „pustaka” chybił Piotr Jeziorski.

Wynik 1:1, bo taki obie drużyny „ugrały” w następstwie 90-minutowej batalii, ocenić można dwojako. – To cenny punkt w historycznym pierwszym meczu z zespołem z Lędzin, w dodatku na jego terenie. Z drugiej strony mogliśmy się pokusić o coś więcej, bo stworzyliśmy sobie klarowniejsze szanse – zaznaczył trener Bąk.