
Przełamani i rozczarowani
Nie byle jaka była stawka ligowej potyczki w Wiśle. Gospodarzom po niej towarzyszyły nastroje znacznie bardziej optymistyczne.
– Zrealizowaliśmy zakładane cele i lepiej reagowaliśmy na boisku niż przeciwnik. To cieszy, bo do meczu przystępowaliśmy z obawami związanymi z niemocą na samym początku ligi. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Wybijaliśmy przeciwnika z rytmu i zapędów, które wykazywał. Panowaliśmy nad tym spotkaniem, mimo że były momenty, gdy „brakowało” nas motorycznie – nadmienił po końcowym gwizdku arbitra Patryk Pindel, szkoleniowiec wiślan, którzy za podejściem numer 3. odnotowali „maksa”.
Gospodarze start meczu mogli zaliczyć imponujący. W 2. minucie po wrzutce Kamila Janika strzał głową oddał Gabriel Boś, lecz piłka minęła spojenie słupka z poprzeczką. Kolejna groźna szarża WSS z 11. minuty była już skuteczna. Akcja zainicjowana środkiem, a finalnie przeprowadzona skrzydłem, objęła dogranie Kamila Zwardonia i egzekucję aktywnego Janika. Dokładnie kwadrans później zrobiło się 2:0. Strzelec gola otwierającego wynik tym razem asystował z prawej flanki, a celną główkę wykonał Jakub Marekwica. Nadzieje w szeregach zespołu z Pietrzykowic wzrosły kiedy w 33. minucie Piotr Motyka zdobył bramkę kontaktową głową – co ciekawe po uprzednim rajdzie stopera Jakuba Sołtysika, ale druga część potwierdziła dominację wiślan.
W 50. minucie dystans się powiększył. Dawid Mazurek posłał „wcinkę” do Bosia, pułapka ofsajdowa Borów okazała się nieskuteczna, a niezdecydowanie Wiesława Arasta wspomniany zawodnik WSS skrzętnie wykorzystał i golkipera przelobował. De facto rozstrzygającym trafieniem okazało się to z 64. minuty. Marekwica po odbiorze w środkowym sektorze boiska uderzył zza „16”, Arast z tym uderzeniem sobie poradził, ale na dobitkę Janika nic poradzić nie mógł.
Przyjezdni odpowiedzieli jedynie w 88. minucie, gdy z dośrodkowania Gabriela Duraja pożytek na dalszym słupku uczynił Adrian Duraj. O tyle rywalizacja mogła potoczyć się dla nich korzystniej, iż mogli w newralgicznych momentach meczu uczynić wynik „stykowym”. Na wstępie drugiej połowy po długim wybiciu Arasta „oko w oko” z Rafałem Jacakiem stanął Michał Motyka, lecz starcie niniejsze przegrał. Z kolei przy prowadzeniu zespołu z Wisły 3:1 ten sam ofensywny gracz Borów nie trafił w piłkę na 5. metrze z podania P. Motyki. – Rywal potrafił wykorzystać prawie każdy nasz błąd, my natomiast byliśmy źle zorganizowani i nie potrafiliśmy złapać odpowiedniego rytmu. Do tego marnowaliśmy swoje sytuacje, więc gospodarze wygrali zasłużenie – stwierdził Sebastian Gierat, trener wciąż wyczekujących zwycięstwa piłkarzy z Pietrzykowic.