Rywal z Turzy Śląskiej w ostatnich tygodniach – delikatnie rzecz ujmując – nie notował oszałamiających rezultatów. Dość wspomnieć, że jedyne zwycięstwo w bieżącym sezonie fetował... 8 sierpnia. Uzyskany przed tygodniem punkt w Czańcu zwiastował mimo wszystko wymagający sprawdzian dla podopiecznych Mateusza Żebrowskiego.

Ustronianie mogli zadbać o to, aby mecz ułożył się po ich myśli. Z dogodnych okazji strzeleckich nie zdołali jednak skorzystać. Po podaniu Dariusza Ruckiego bramkarz Unii w ostatniej chwili ubiegł Bartosza Iskrzyckiego, na rzut rożny sparował także próbę Daniela Dobrowolskiego, którego obsłużył Michał Pietraczyk, z kolei w bodaj najlepszej sytuacji Mateusz Wigezzi przegrał bezpośrednią konfrontację z Marcinem Musiołem. I gospodarze w premierowych 45. minutach atakowali groźnie. Po dośrodkowaniach Dariusza Pawlusińskiego mogli zaskoczyć Michała Skocza, najbliżej tego był tuż przed zejściem ekip do szatni główkujący Sławomir Musiolik.

Obfita w szanse nie była za to druga połowa, ale to w niej padły rozstrzygające gole. Oba po strzałach głową odnotowali niestety miejscowi – odpowiednio w 86. i 89. minucie gry, przysparzając piłkarzom Kuźni bolesnego finiszu weekendu. – Zanosiło się, że mecz zakończy się remisem i pewnie byłby to wynik najbardziej adekwatny do wydarzeń na specyficznym boisku. Mamy czego żałować – mówi trener ustrońskiego zespołu.