Jak przyznaje Marek Bakun, zakończenie współpracy pomiędzy nim i a-klasowym klubem zostało dobrze przemyślane. – Nosiłem się z zamiarem odejścia już po rundzie jesiennej. Chciałem złapać trochę oddechu i odpocząć. Postanowiliśmy ostatecznie z władzami klubu, że dokończę sezon – mówi nam były szkoleniowiec Strażaka.

W styczniu, gdy drużyna z Dębowca rozpoczęła zimowe przygotowania, nie wszystko przebiegało jednak optymalnie. – Już wtedy odbyły się poważne rozmowy, że w sytuacji, gdy nie zmieni się podejście części zawodników do reprezentowania barw Strażaka, to dalsza moja praca nie ma sensu. I rzeczywiście były pewne rzeczy, których jako trener nie byłem w stanie realizować. Jeżdżąc na treningi nie odczuwałem żadnej frajdy, więc uznałem, że to zwyczajnie nie ma większego sensu – tłumaczy Bakun.
 



Mimo ambitnych planów Strażak w ubiegłym sezonie nie uzyskał miejsca w ścisłej „szpicy” skoczowskiej A-klasy. Na walkę o tytuł nie zanosi się i w obecnych rozgrywkach. – Wiadomo, że w piłce walczy się do końca i gra o zwycięstwa. Na ten moment klub nie jest jednak jeszcze przygotowany na to, aby realnie myśleć o awansie. Te plany muszą zaczekać – opowiada szkoleniowiec.

Jakkolwiek pracę w Dębowcu ocenia pozytywnie, tak ma świadomość, że nie wszystko „wypaliło”. – Sporo czynników, włącznie z potencjałem czysto ludzkim, złożyło się na to, że nie zrealizowaliśmy „maksa”. Dla mnie był to okres, który będę dobrze wspominał. Mówi się, że nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki. Ja wszedłem po raz 3 i absolutnie tego nie żałuję. Dziękuję działaczom, piłkarzom i wszystkim sympatyzującym z klubem za fajny czas – podsumowuje Marek Bakun, który po 21 latach „trenerki” ligowej wiośnie w regionie będzie przyglądał się wyłącznie w roli obserwatora.