Goście zanotowali klasyczny falstart wyjazdowej rywalizacji, bo już w 2. minucie dali sobie strzelić gola. Bartosz Dziemidowicz przegrał główkowy pojedynek z Bartoszem Semeniukiem, uderzenia zastopować nie zdołał Maksymilian Manikowski i konieczność „gonienia” wyniku stała się faktem. Kiedy w 12. minucie wychodzący na idealną pozycję Wiktor Pituch został przez Bartosza Wójcika powalony na murawę, arbiter sięgnął po kartkę koloru czerwonego, co równoznaczne było z poważnym osłabieniem liczebnym Decoru. „Górale” w ślad za tym atakowali. Wyrównania doczekali się w 23. minucie – celną główką popisał się wówczas Dawid Kukuła. Sytuacja gości wraz z nadejściem pauzy mogła być jeszcze lepsza, ale Jan Borek trafił w słupek, a Kukuła chybił z kąta o centymetry.
 


Wydawało się, że przywołany przebieg zdarzeń będzie przysłowiową wodą na młyn dla bielszczan po powrocie obu zespołów na boisko. Ale w 57. minucie otrzymali nieoczekiwany cios. Z dystansu strzał oddał Semeniuk, a rykoszet zmylił golkipera rezerw Podbeskidzia. Strata nie spowodowała oczekiwanej mobilizacji w bielskich szeregach. – Jakość naszej gry wyraźnie spadła. Nie za bardzo mieliśmy też możliwości kadrowych manewrów pod nieobecność tak ważnych ogniw, jak Michał Batelt Lionel Abate komentuje Adrian Olecki, szkoleniowiec Podbeskidzia II.

Nie znaczy to jednak, że przyjezdni nie mieli szansy, aby z Bełku cokolwiek poprawiającego sytuację w tabeli wywieźć. Mowa zwłaszcza o minucie 85. Dośrodkowanie trafiło wówczas na 6. metr do Kukuły, który oddał strzał w światło bramki, lecz w porę przeciwnicy z ofiarnością próbę ową zblokowali.