Można było się spodziewać, że „grzmoty” pod Jasną Górą padną w walce wieczoru nie od razu. „Góral”, gdy już trafiał, to mocno i konkretnie. W 2. rundzie Joey Abell był liczony po prawym sierpowym, w następnym starciu przed prawdopodobnie podobnym losem uchronił go gong. Mimo nieznacznej przewagi Tomasz Adamek musiał zachować czujność, bo Amerykanin szukał „luki” w jego gardzie.

Kolorytu pojedynek nabrał w 5. rundzie. Gilowiczanin przeszedł do bardziej zdecydowanego ataku i „naruszył” przeciwnika kilkoma potężnymi razami, wcześniej sam znalazł się w tarapatach po skutecznych lewych prostych Abella. Aktywność obu pięściarzy zwiastowała rychły koniec... ten zaglądał w oczy amerykańskiego boksera w rundzie numer 6. Dwukrotnie lądował na „deskach”, odczuwając ciosy Adamka w korpus. Co się jednak odwlecze...

W 7. rundzie „Góral” ponownie zwietrzył swoją szansę, zasypał rywala serią uderzeń na brzuch i szczękę, po czym sędzia ringowy zakończył męczarnie Abella. Adamkowi przypadło w udziale fetowanie zasłużonej wygranej po naprawdę dobrej walce.