O tym, iż niżej notowany rywal potrafi napsuć "krwi" przekonali się biało-zieloni w starciu domowym z rezerwami Miedzi Legnica. Różnica między tamtym spotkaniem, a tym dzisiejszym z Polonią Nysa była jednak taka, iż wówczas po końcowym gwizdku "rekordziści" mogli cieszyć się z trzech punktów. Dziś bielszczanie musieli pogodzić się z ich podziałem. 

 

Zawodnicy z Nysy odważnie podeszli do starcia z wiceliderem. W początkowej fazie to oni byli stroną przeważającą, jednak jak się później okazało ich zapał nie zgasł na późniejszym etapie konfrontacji. Pierwszą groźniejszą sytuację w tym meczu stworzyli sobie jednak gospodarze, gdy Kamil Żołna szukał swojej szans uderzając zza "16". Chwil kilka później dobrą interwencją w bramce Rekordu zaimponował Vołodymyr Kotełba. Nadeszła jednak 23. minuta, w której to z bramki cieszyli się biało-zieloni po trafieniu głową Konrada Karety, a z rzutu rożnego dośrodkowywał Tomasz Nowak. Goście ruszyli do odrabiania strat, mieli swoje okazje, jednak na przerwę to podopieczni Dariusza Mrózka schodzili w lepszych nastrojach. 

 

Źle zaczęła się druga połowa dla piłkarze Rekordu. W 49. minucie moment dekoncentracji w szeregach defensywy gospodarzy wykorzystał Maciej Pisula, który doprowadził do wyrównania. Zawodnicy Polonii wyczuli "krew" i zamierzali pójść za ciosem. Dobre zawody jednak rozegrał w bramce Rekordu Kotełba, który kilka razy uratował swoją drużynę z opałów. Z dziennikarskiego obowiązku odnotujmy, że biało-zieloni od 72. minuty grali w "10", wszak drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Mateusz Pańkowski. W bartwach Rekordu zadebiutował także nowy nabytek, Kacper Gach.