Warunki pogodowe w beskidzkim regionie nie były w minionych dniach sprzyjające dla rozgrywania piłkarskich meczów. Okazało się jednak, że nawet ekstremalne sytuacje mogą doczekać się satysfakcjonującego rozwiązania. – Dobrze, że w ogóle mogliśmy zagrać, bo wcale się na to nie zanosiło, a byłaby to komplikacja dla naszych planów – przyznaje Artur Bieroński, choć akurat w przypadku szkoleniowca Pasjonata o całkowitym zadowoleniu mówić nie sposób. Ekipa z Dankowic dobrze mecz rozpoczęła i objęła prowadzenie, ale straciła w dalszej części sparingu 3 gole. – W pierwszej połowie wyglądało to przyzwoicie, ale im bliżej było końca gry, tym radziliśmy sobie gorzej. Faktem jest jednak, że mocno trenowaliśmy w tygodniu i w nogach to ewidentnie zostało – dodaje trener dankowiczan.
 


Obserwacja spotkania z perspektywy zespołu z Bestwiny była zgoła odmienna. – Wstęp meczu to fatalne 20. minut w naszym wykonaniu. Nie umieliśmy się odnaleźć na boisku i skutecznie przeciwstawić rywalowi – wyjaśnia szkoleniowiec drugiego z „okręgowiczów” Sebastian Gruszfeld. Tuż przed przerwą Jakub Krawczyk dał swojej drużynie wyrównanie, a po zmianie stron wyższość LKS-u nie podlegała już dyskusji. – Sytuacje, jakie stwarzaliśmy były pokłosiem poukładania naszej gry. Sparing zaliczamy więc na plus, także dlatego, że doszedł do skutku – kwituje trener zwycięzców.