SportoweBeskidy.pl: Sądzę, że w najbliższych sezonach nie będziemy mierzyć w kolejny awans, a raczej spróbujemy ustabilizować swą pozycję w lidze okręgowej i sprawić kilka niespodzianek – to słowa trenera z maja tego roku. Rzeczywistość w „okręgówce” okazała się dla Górala Istebna bolesna...
Rafał Legierski:
Tak, to są moje słowa, które zawierały w sobie dozę wiary i nadziei, jeśli chodzi o postawę zespołu i poszczególnych zawodników. Znam potencjał i możliwości tej drużyny i w dalszym ciągu, mimo rezygnacji, będę się upierał, że ta drużyna ma podstawy ku temu, aby nie być w tym miejscu, w którym jest obecnie, a przynajmniej 3-4 pozycje wyżej. Decyzję o rezygnacji podjąłem w maju, zanim te słowa z pytania padły, jednak w tzw. międzyczasie mieliśmy spotkanie z drużyną, podczas którego wszyscy obecni deklarowali chęć dalszej współpracy i nieco cięższej pracy, niż do tej pory. Niestety, nie do końca dane mi było zrealizować swój plan treningowym, w którym chciałem poprawić nasze mankamenty.

SportoweBeskidy.pl: Jakie są zatem przyczyny tak niskiej pozycji i kiepskich wyników drużyny?
R.L.:
Byłoby szaleństwem, gdybym szukał przyczyn u każdego, tylko nie u siebie. Być może byłem za bardzo wymagający w stosunku do drużyny, być może nie wszystkich potrafiłem właściwie zmobilizować do cięższej pracy, być może nie do końca uświadomiłem drużynę, że z nawykami przeniesionymi z A-klasy nie mamy co szukać w „okręgówce”. Wyznaję zasadę, że nie da się utonąć we własnym pocie, tym bardziej na poziomie ligi okręgowej i być może był to jeden z powodów, w którym nie przekonałem do siebie wszystkich.

Sprawa jest jednak bardziej złożona, a przyczyny obecnej sytuacji to efekt domina. Nie może być tak, że mamy jeden pojazd, jedną drogę do przebycia i 10 kierowców, z których każdy jedzie po swojemu i każdy chce skręcić w innym kierunku. Traciliśmy bramki w sposób niegodny uczestnika „okręgówki” – większość z nich po błędach stale się powielających, których niestety nie miałem okazji poprawić podczas treningów, a które zdarzają się maksymalnie na poziomie trampkarza. Po 2-3 bramkach straconych w głupi sposób z drużyny „uchodziło powietrze” i mecze kończyły się wynikami wręcz kosmicznymi. Dodać trzeba, że w sierpniu posypały się kontuzje, jak z kapelusza. 5 czy 6 zawodników wypadło całkowicie z gry. Była to jedna z tych kostek ze wspomnianego domina.


SportoweBeskidy.pl: Rozumiem, że rzeczywistość „okręgówki”, a więc poziomu stricte amatorskiego, też dała o sobie znać w Istebnej?
R.L.:
Trzeba było podjąć działania zmierzające do jak najszybszej poprawy stanu rzeczy. Jednak w środowisku sportowym, w którym zainteresowani uprawianą dyscypliną mają priorytet utrzymania rodziny poprzez obecność w swoich pracach, co jest naturalną rzeczą, niejednokrotnie odbywając ją w godzinach treningowych, ciężko było cokolwiek wypracować. Nie mogłem przekazać swoich koncepcji i rozwiązania problemów boiskowych na treningach, mając do dyspozycji 8-10 zawodników, z czego połowa była z podstawowego składu. Niestety, sport amatorski wiąże się z występowaniem takich sytuacji i faktycznie tak też było u nas.

SportoweBeskidy.pl: Rezygnacja trenera to rzeczywiście rozwiązanie w obecnej sytuacji wskazane?
R.L.:
Odnosiłem wrażenie, że moja dalsza obecność z chłopakami w roli trenera może przynieść więcej szkód niż korzyści, a przecież nie po to z nimi miałem być, żeby szkodzić. Pewne rzeczy niektórzy muszą sobie uświadomić i na niektóre pytania odpowiedzieć przed lustrem. Mam nadzieję, że zmiana trenera poruszy zespół, sprawi że drużyna się ocknie, nabierze więcej odpowiedzialności, świadomości i jeszcze pokaże na co ją stać. To na pewno nie był czas stracony dla mnie jako trenera. Zdobyłem nowe doświadczenie, które mam nadzieję niedługo zaprocentuje. Rezygnację składam z bólem serca, jednak jest to świadoma decyzja, która rodziła się w smutku od dłuższego czasu, a była spowodowana sytuacją, o której wspomniałem wcześniej.

SportoweBeskidy.pl: Pozostaje pan związany z Góralem, bo przecież pełni obowiązki prezesa klubu – jakie są więc plany i cele dla drużyny seniorów?
R.L.:
Obejmując zespół 3,5 roku temu założyłem sobie cel zbudowania drużyny, która w ciągu 5 lat zrobi historyczny awans do ligi okręgowej, której nigdy w Istebnej nie było. Cel został osiągnięty po 3 latach co bardzo mnie i kibiców, przychodzących w niemałej ilości na nasze mecze ucieszyło. Drużyna seniorów działa nieco inaczej, niż w innych klubach. Zanim weszła pod skrzydła Górala grała dla KP Trójwieś Istebna, a więc drużyny, która była w rozsypce sportowo-organizacyjnej. Wcześniej moja działalność polegała wyłącznie na pracy z dziećmi i młodzieżą, seniorów natomiast nie było. Po związaniu się seniorski Góral był drużyną, która musiała sobie, poprzez pracę osób najbliżej z nią związanych, radzić w różnych kwestiach sama, m.in. z budżetem. Jako klub nie byliśmy w stanie podołać dodatkowym wydatkom związanym z utrzymaniem drużyny seniorów, ponieważ fuzja miała miejsce w połowie roku, więc dotacja gminna nie mogła jej objąć.
Jako prezes mogę zadeklarować pełną pomoc i wsparcie w kwestiach formalnych. Jednak, aby drużyna mogła funkcjonować na odpowiednim poziomie jest potrzebna dalsza praca, być może bardziej wytężona niż do tej pory, osób w pewnym sensie za nią odpowiedzialnych. Liczę na to, że po trudnym debiutanckim sezonie i mam nadzieję od teraz cięższej pracy na treningach i meczach, ta ekipa pokaże jeszcze, że drwiny w jej kierunku były przedwczesne.


SportoweBeskidy.pl: Trenerska przyszłość Rafała Legierskiego? Propozycje z innych klubów? A może bardziej skupienie się na rozwoju szkółki piłkarskiej?
R.L.:
Połowę swego życia związałem z piłką nożną, więc przygodę z nią chyba zakończę dopiero, jak „pani z kosą” zawita. Szkółka to jest mój pomysł i mój twór, dzięki pracy i wsparciu innych osób – gminy Istebna, trenerów współpracujących, rodziców – jest w tej chwili w takiej kondycji, że pozostaje pracować nad drobnymi detalami, aby ją ulepszać. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w takiej lokalizacji terenowej, że wszystkich przeszkód nie zdołamy przeskoczyć. Co do mojej osoby to trochę środków w siebie zainwestowałem, aby być w tym miejscu, w którym teraz jestem. Mam tu na myśli 5-letnie studia AWF w Katowicach, kursy trenerskie UEFA B, później A, kursy szkoleniowe i staże trenerskie w Katalonii i współpraca z tamtejszymi trenerami, którzy pracują w różnych klubach w całej Barcelonie, staż w Red Bull Salzburg, udziały w konferencjach czy warsztatach trenerskich w całym kraju, współpraca z różnymi osobami, które mają wpływ na rozwój osobisty. To wszystko przygotowało mnie merytorycznie do pracy w klubie stabilnie finansowym i organizacyjnym na poziomie piłki seniorskiej w wyższej lidze niż okręgowa.

Jestem może zbyt ambitny, ale wychodzę z założenia, że jeśli dobrowolnie podejmujesz się pracy i sprawia ci ona przyjemność to musi równocześnie dawać gwarancję rozwoju i satysfakcji. Jeśli jest odwrotnie to trzeba coś zmienić – albo otoczenie, albo pracę. Dlatego zdecydowałem tak, a nie inaczej. Wierzę w to, że posiadana wiedza i umiejętności, podparte fachowym przygotowaniem oraz systematyczną i wytężoną pracą, potrafi zaprowadzić każdego w osiągnięcie sukcesu, zarówno tyczy się to trenera, jak i zawodnika.