Już pierwsze minuty pokazały jednak że nie będzie to wcale takie łatwe zadanie. W zeszły weekend LKS pokonał niespodziewanie bialską Stal 4:2 i jak się okazało, nie był to jednorazowy "wyskok" drużyny ze Studzienic. Pierwsze trzy kwadranse można skwitować, iż po prostu się odbyły. Gra toczyła się w spokojnym i wyrównanym tempie. Przyjezdni bardzo skutecznie bronili dostępu do własnej bramki, przez co jaworzanie stworzyli sobie tylko jedną klarowną sytuację. Januszowi Cyranowi zabrakło jednak minimalnie więcej zimnej krwi w sytuacji sam na sam. 

Obraz meczu uległ zmianie o 180 stopni po przerwie. Animuszu LKS-owi dodała bramka zdobyta w 53. minucie, gdy Łukasz Dąbrowiecki wygrał pojedynek z jednym z defensorów Czarnych i umieścił piłkę w siatce. Przyjezdni poczuli "krew" i poszli za ciosem. W 69. minucie instynktem strzeleckim wykazał się Mateusz Żemła, który wykończył skutecznie prostopadłe podanie z głębi pola. 

4 minuty potrzebowali jaworzanie, aby odpowiedzieć na to trafienie. Tomasz Labza po oskrzydlającej akcji obsłużył dobrym podaniem Jakuba Pilcha, a ten – jak na rasowego napastnika przystało – skutecznie przymierzył z wysokości pola karnego. Czarni cały czas walczyli o korzystny rezultat, przez co w końcówce emocje rozgrzane były do czerwoności. W tym wszystkim więcej wyrachowania mieli goście, którzy w 87. minucie ustalili wynik potyczki. Znów błysnął Żemła, sprytną wcinką pokonując bramkarza z Jaworza.