
Remontada najwyższych lotów
Pierwszym tegorocznym meczem o stawkę był dla piłkarek Rekordu ten ze Śląskiem Wrocław - domowy w ramach 1/8 finału Orlen Pucharu Polski.
Nic nie zapowiadało tego - przynajmniej do przerwy i na sam tylko wynik patrząc - że w Wapienicy przyjdzie "rekordzistkom" fetować zgarnięcie przepustki do kolejnej rundy kosztem zawodniczek Śląska. Gospodynie były jednak cierpliwe, konsekwentne, a przy tym zdeterminowane, aby odniesioną przed przerwą stratę 2 goli (z 22. minuty po rzucie karnym i 42. minuty po błędzie Kingi Ptaszek) nadrobić. I nawet nie "złamał" ich fakt, że nic w tej materii nie uległo zmianie aż do 71. minuty czwartkowej rywalizacji...
We wspomnianym fragmencie meczu o kontaktowe trafienie dla Rekordu pokusiła się Nikola Dębińska, która po zwodzie uderzyła dokładnie sprzed "16" i dała cokolwiek realne nadzieje, by zainicjować efektowną remontadę. W 80. minucie nastała już zrozumiała euforia wśród biało-zielonych, gdy dośrodkowanie Agnieszki Glinki z rzutu wolnego głową sfinalizowała defensorka Iga Witkowska. Jako, że żadna z ekip nie podjęła w końcówce czasu regulaminowego maksymalnego ryzyka, kwestię awansu rozstrzygnęła dogrywka. Jej kulminacyjne zdarzenie to faul w 105. minucie w obrębie pola karnego na Glince i następująca po nim egzekucja autorstwa Klaudii Adamek, której strzał od poprzeczki wylądował w siatce. Warto podkreślić, że wchodząca z ławki ofensywna zawodniczka Rekordu miała wcześniej okazje, aby pokonać Hannę Wieczerzak, raz nawet stemplując słupek.
- Zapracowaliśmy na to zwycięstwo, z czego bardzo się cieszymy. Uważam, że już wcześniej bramka kontaktowa paść mogła, a też obiektywnie oceniając choćby premierowe 30. minut spotkania, to my wykazywaliśmy się znacznie większą aktywnością od rywalek, które z kolei wykorzystały bezlitośnie nasze błędy - oznajmia Mateusz Żebrowski, szkoleniowiec bielskich futbolistek.