Trudno stwierdzić w sposób jednoznaczny, aby skoczowianie derbową konfrontację w pełni zdominowali. To właśnie gospodarze mieli atuty ofensywne, a kluczowe znaczenie należy przydzielić skuteczności w wykorzystywaniu sytuacji. Przed pauzą Beskid o gola postarał się jednego. W 28. minucie Kamil Janik dokładnie dograł z prawego skrzydła do Damiana Szczęsnego, który pokonał Wojciecha Woźniczkę. Wcześniej golkiper WSS Wisła był bezbłędny, broniąc m.in. groźne uderzenie Szczęsnego z początkowej fazy spotkania. Goście mogli fetować za to wyrównanie w 35. minucie, lecz Szymon Płoszaj po minięciu Konrada Krucka ostemplował słupek.
 



Również rewanżowa połowa upłynęła pod znakiem obopólnych szans bramkowych. W 55. minucie próba Marcina Jaworzyna poszybowała nieznacznie obok „świątyni”, goście odpowiedzieli strzałem z dystansu Marcina Mazurka, którego zwieńczenie stanowiła udana parada Krucka, oraz uderzeniem Mateusza Tomali w słupek. W 77. minucie zaskoczenia wiślańskiego golkipera podjął się po przeciwnej stronie boiska Janik, czyniąc to nieefektywnie.

Rozstrzygnięcie stało się faktem między 83. a 84. minutą gry. – Ruszyliśmy do przodu i zostaliśmy skarceni. Stopniowo opadaliśmy z sił, a skuteczność była domeną naszego rywala – zaznacza Tomasz Wuwer, szkoleniowiec ekipy z Wisły, która w końcu ugięła się wobec dobrych wypadów skoczowian. Wpierw z asysty Jaworzyna skorzystał rezerwowy Kacper Gredka, następnie zaś po przechwycie instynktem strzeleckim wykazał się Jaworzyn. Przy znaczącym prowadzeniu Beskidu 3:0 emocji w derbach nie było już żadnych.