Sekundy od niespodzianki
Obiecująca premiera sezonu stała się udziałem beniaminka z Węgierskiej Górki. I to nawet w obliczu wyniku, który nie daje powodów do pełnej satysfakcji.
– To był o tyle dziwny mecz, że niby mieliśmy go pod kontrolą, ale sami prosiliśmy się o kłopoty, gdy na wstępie zmarnowaliśmy kilka fajnych okazji – zaznacza na wstępie trener Wisły Krzysztof Dybczyński. Przywołać należy tu na potwierdzenie uderzenie, jakie ponad bramkę skierował Bartosz Wojtków, chybiony strzał Artura Miłego po wyjściu do prostopadłego podania czy poprzeczkę Miłego i nieudaną dobitkę Jakuba Puzonia. W odpowiedzi padł... gol dla Metalu. Błyskawiczny wypad zwieńczył strzał po koźle Kordiana Mozola i zgoła niespodziewane prowadzenie beniaminka z 26. minuty.
Strumienianie dołożyli wszelkich starań, aby na przerwę nie zejść przy niekorzystnym rezultacie. W 40. minucie doświadczeniem błysnął Wojtków, który sprytnie ograł obrońcę gospodarzy i mocnym uderzeniem pokonał golkipera Metalu. Przewaga faworyta zarysowała się wraz z wznowieniem spotkania. W 48. minucie skiksował w idealnej sytuacji Puzoń, ale rehabilitacja nastąpiła stosunkowo szybko, bo w 55. minucie – głową po „centrze” Wojtkowa. – Założenie wychodząc na drugą połowę było takie, aby grać spokojnie i robić swoje, ale ponownie za brak skuteczności mogliśmy zostać skarceni – opowiada Dybczyński.
Inaugurujący dopiero dziś sezon piłkarze Metalu walczyli ambitnie, a w 86. minucie stratę odrobili. W pobliże „świątyni” zespołu ze Strumienia dośrodkował Jakub Krajcarz, a Mozol ku zaskoczeniu Bartłomieja Grabowskiego strącił futbolówkę wprost do siatki. Sensacja? Miejscowi o niej myśleli, ale nie zdołali się o takowe rozstrzygnięcie pokusić. W 90. minucie Przemysław Chrostowski dojrzał dobrze ustawionego Miłego, który strzałem pod poprzeczkę dał przyjezdnym ponowną przewagę, a w czasie doliczonym Puzoń wykorzystał bezbłędnie „11” po przewinieniu względem Tomasza Lorenca.
Występ z perspektywy beniaminka? Na wskroś obiecujący, choć punktowe konto na ten moment pozostaje niewzruszone – wkrótce o tym nieco szerzej na naszych łamach.