Z racji konfrontacji zespołów z przeciwnych biegunów tabeli kibice – nawet ci najzagorzalej wspierający goleszowian – nie liczyli na zbyt wiele emocji, tudzież zaciętej walki. Tymczasem wtórnie okazało się, że piłka nożna swój urok zawdzięcza właśnie swej nieprzewidywalności. Outsider „okręgówki” był wszak bardzo bliski dokonania „na papierze” niemożliwego...

Jak można było przypuszczać Beskid od pierwszego gwizdka zaatakował, gospodarze zaś pilnowali, aby gola nazbyt szybko nie stracić. I długo szczęście ekipie LKS-u sprzyjało, wszak skoczowianie zaprzepaścili kilka dogodnych szans. Dawid Nikiel pewnie interweniował m.in. przy strzałach Damiana Szczęsnego, Michała Szczyrby i Marcina Jaworzyna. W 29. minucie plan miejscowych skomplikował się, bo po faulu w polu karnym bezbłędnie z rzutu karnego przymierzył Wojciech Padło. Ten sam zawodnik w 33. minucie mógł ambicje zespołu z Goleszowa ostudzić, tym razem jednak sprawiedliwości po zagraniu ręką w obrębie „16” nie wymierzył w sposób należyty. Piłka poszybowała ponad poprzeczką bramki LKS-u. Próby outsidera nie były tak groźne, ale uderzenia z dystansu Krzysztofa Felisa znamionowały wiarę gospodarzy w uzyskanie choćby przyzwoitego rezultatu.

Kiedy w 50. minucie Krystian Czudek po prostopadłym dograniu strzałem z okolic 12. metra pokonał Konrada Krucka istotnie zrobiło się ciekawie. Poziom emocji wzrósł, gdy skoczowianie wciąż skutecznością nie imponowali – m.in. w słupek główkował Jaworzyn po dośrodkowaniu Szczyrby z rzutu wolnego, a dodatkowo w 66. minucie murawę z racji nadmiaru żółtych kartek opuścić musiał Tomasz Czyż. Jak na kandydata do mistrzostwa przystało Beskid wziął się do roboty i w 72. minucie rezerwowy Dawid Jaworski przytomnie wcelował po „krótkim” słupku. Goleszowianie i tym razem podjęli rękawice. W 78. minucie Krucek powalił w polu karnym Jacka Juroszka, szansy na doprowadzenie do wyrównania nie zaprzepaścił Daniel Sikora. Na finiszu to podopieczni Marcina Michalika przypuścili szturm, który przyniósł im powodzenie. W ostatniej akcji meczu Adrian Borkała, także wprowadzony w trakcie meczu z ławki rezerwowych, przedłużył w okolicznościach dramatycznych zwycięską serię lidera.