Mecze derbowe z reguły rządzą się swoimi odrębnymi prawami, toteż skreślanie beniaminka już przed pierwszym gwizdkiem arbitra nie było podejściem odpowiednim. Boiskowe zdarzenia tylko potwierdziły, że w futbolu wszystko jest możliwe...

Choć to skoczowianie przeprowadzili w premierowym kwadransie najgroźniejszą akcję, zakończoną obronionym strzałem Damiana Szczęsnego, to niebawem powodów do radości nie mieli wcale. W 18. minucie rzut karny wywalczył Wojciech Padło, wobec którego przepisy przekroczył Robert Czylok. Ale przy strzale z "wapna" to Mateusz Cienciała był górą. O tym, że nieszczęścia lubią chodzić parami lider dotkliwie przekonał się w 28. minucie. Najpierw Szymon Dudela "wyciął" przed polem karnym Michała Czakona, za co zobaczył bezpośrednią czerwoną kartkę. Wznowienie napastnika LKS-u okazało się wyborne, bo ze strzałem ponad murem nie poradził sobie Roman Nalepa. Tak to skoczowianie bardzo skomplikowali swoje położenie przed drugą odsłoną rywalizacji.

Jak można było się spodziewać podopieczni Marcina Michalika rzucili się po zmianie stron do odrabiania dystansu. Strzały Kamila Janika i Adriana Borkały mijały jednak cel. I dopiero w 68. minucie w szeregach Beskidu zapanowała radość. W obrębie "16" wtórnie sfaulowany został Padło przez Daniela Madzię, a Michał Szczyrba tym razem wymierzył sprawiedliwość. Zanosiło się, że lider rozgrywek i dziś "ucieknie spod topora". Nic jednak bardziej mylnego. W 83. minucie nieporozumienie Nalepy z obrońcami wykorzystali rezerwowi piłkarze LKS-u. Radosław Greń dograł do Krystiana Danela, którym dał gospodarzom derbowy sukces. Temu skoczowski zespół próbował jeszcze na finiszu zapobiec. W 90. minucie Szczęsny ostemplował słupek, co stanowiło tylko wielce wymowne podsumowanie meczu z festiwalem nieskuteczności faworyta i sensacyjnym rozstrzygnięciem na rzecz walecznej ekipy z Pogórza.