Gospodarze zgodnie z planem faworyzowanemu Góralowi postawili się, ale mecz mógł równie dobrze zostać rozstrzygnięty na korzyść żywczan zanim upłynęła jego połowa. W 17. minucie przyjezdni zdobyli prowadzenie, gdy w swoim stylu akcję na „długim” słupku sfinalizował Grzegorz Szymoński. Góral poczuł, że może Sołę dobić, tego jednak – pomimo szans, które się nadarzyły – nie uczynił. Debiutujący w szeregach ekipy z Rajczy bramkarz Dariusz Haręża stanął na wysokości zadania broniąc sytuację „oko w oko” z Kamilem Zoniem, z kolei Jakub Pieterwas posłał futbolówkę w boczną siatkę. – Zwłaszcza interwencja naszego golkipera była kluczowa. Możliwe, że przy podwyższeniu wyniku Góral byłby nie do zatrzymania – przyznaje szkoleniowiec miejscowych Sebastian Gierat.
 



Po zmianie stron okazało się, jak niewygodnym rywalem Soła jest na własnych „śmieciach”. Choć nic tego nie zapowiadało w 66. minucie rajczanie pokusili się o wyrównanie. Akcję oskrzydlającą przeprowadził Mikołaj Franusik, dograł wzdłuż pola karnego do swojego brata Tomasza Franusika, który Rafała Pawlusa zmusił do kapitulacji. Strzał ów był tym na wagę „oczka” dla Soły, wszak w iście tropikalnych warunkach w końcowym fragmencie potyczki ani gospodarze, ani żądni zwycięstwa goście z Żywca nie byli w stanie przeprowadzić kluczowego zrywu.

Co bodaj najistotniejsze, żywiecki zespół zmarnował szansę, by skorzystać na potknięciu Koszarawy. Przy dzisiejszej skromnej zdobyczy traci do lidera „okręgówki” dokładnie punkt. – Chcemy wygrywać i takie było nasze nastawienie na wyjazd do Rajczy. Wiedzieliśmy, że przyjdzie nam rywalizować na bardzo trudnym terenie, gdzie o kreowanie gry naprawdę ciężko. Szanujemy punkt, ale w kontekście tego, co wydarzyło się wczoraj rzeczywiście odczuwalny jest też niedosyt – mówi trener Górala Bartosz Woźniak.