Z animuszem piłkarze z Landeka w sobotni mecz wkroczyli, ale ze skutecznością długo byli „na bakier”. W 2. minucie po wzorowej akcji tylko w boczną siatkę uderzył Mateusz Skrobol, a niebawem swoje okazje mieli Szymon KubicaKamil Jaroś. Ten pierwszy główkował obok „wideł”, drugi szczęścia szukał strzałem z rzutu wolnego. Ofensywne dążenia Spójni zostały wynagrodzone na sam koniec pierwszej połowy. Marcin Habdas popędził skrzydłem, dokładnie zagrał wzdłuż bramki, a z bliska formalności dopełnił Mariusz Bojarski.

Kibice gospodarzy mogli przypuszczać, że ich ulubieńcy po zmianie stron przeciwnika dobiją, tymczasem... – Strasznie się męczyliśmy. W niskim ustawieniu na swojej połowie oczekiwaliśmy na to, co zrobi rywal, próbując na miarę takich możliwości kontrować – przyznaje Krystian Odrobiński, szkoleniowiec landeczan.
 



Faworyt przy owych wypadach mógł rezultat poprawić de facto raz. W 70. minucie Skrobol skierował futbolówkę w kierunku Daniela Grymana, któremu zabrakło centymetrów, aby jej sięgnąć, czego następstwem byłby najpewniej gol pieczętujący sukces. A tak Spójnia drżeć musiała o losy potyczki, bo zespół z Czańca na dobre się rozkręcił. Na uwagę zasługuje uderzenie Filipa Handego z 75. minuty stemplujące słupek „świątyni” strzeżonej przez Łukasza Krzczuka. Groźnie było także przy szarżach Szymona Machalicy Damiana Oczko – w tych sytuacjach zabrakło tego, co kluczowe – strzałów.

Przewaga LKS-u z drugiej połowy nie przełożyła się zatem na rozdział punktów. I tego goście najbardziej żałowali po końcowym gwizdku sędziego. – Uważam, że Spójnia nie miałaby prawa narzekać, gdyby mecz skończył się remisem – skwitował opiekun czanieckiej drużyny Szymon Waligóra.