Goście byli wyjątkowo skuteczni, bo większość z wypracowanych okazji zamienili w bramkowe łupy. Egzekucji najczęściej dokonywał, jak na snajpera zresztą przystało, Szymon Płoszaj. Prócz hat-tricka, w tym gola po rzucie karnym w następstwie faulu na Tymoteuszu Pilchu, napastnik WSS zaznaczył swą obecność na murawie również 2 asystami. – Wynik „wykręciliśmy” wysoki, więc niezła ocena dla zespołu nie może dziwić – kwituje szkoleniowiec wiślan Tomasz Wuwer, który brawa bić mógł swoim podopiecznym także przy celnych strzałach Mateusza Cieślara, Szymona Tatary oraz T. Pilcha.
 



Po stronie Metalu w oczy rzucał się natomiast brak aż takiego zaangażowania, jakie outsider „okręgówki” zademonstrował ku zaskoczeniu konkurentów w poprzednich wiosennych potyczkach. – Katastrofą było to, jak po karygodnych błędach obrony sprezentowaliśmy rywalom gole w pierwszej połowie. Nie było widoków na to, aby ten spory dystans odrobić, bo nie podjęliśmy realnej walki. I smutne to, ale wyglądaliśmy trochę, jak drużyna, która regularnie zbierała „lanie” jesienią – zauważa Robert Sołtysek, szkoleniowiec dotkliwie wypunktowanej ekipy z Węgierskiej Górki.