Nie zabrakło w nim też emocji, o co piłkarze obu ekip zadbali już przed przerwą. W 2. minucie zebrzydowiczanie skorzystali na pomyłce defensywy Cukrownika i za sprawą Tomasza Śleziony fetowali cenną zdobycz. Rychło po tym zdarzeniu Spójnia mogła zapas bramkowy powiększyć, ale „jadący” sam na sam z Grzegorzem Tide autor premierowego trafienia w decydującym momencie pogubił się. Po kwadransie miejscowi ripostowali dzięki egzekucji Rafała Szczygielskiego, obsłużonego przez Patryka Ułasewicza. Snajperzy wkrótce wymienili się kolejnymi ciosami. Śleziona ponownie dał prowadzenie Spójni, Szczygielski zaś doprowadził do remisu. Wymiana ciosów w pierwszej odsłonie nie zakończyła się na tym. Goście mogli wtórnie odskoczyć, ale uderzenie Łukasza Worka z okolic 14. metra ostemplowało poprzeczkę. Zmarnowana szansa zemściła się w 42. minucie, gdy Paweł Pasko po indywidualnej akcji dał Cukrownikowi skromną zaliczkę podczas przerwy.

Nieco mniej działo się na murawie po wznowieniu batalii, choć w obrębie obu „16” kilkakrotnie pachniało golem. Ten w końcu padł w 72. minucie, w dodatku odznaczył się rzadko spotykaną urodą. Ułasewicz zdecydował się na strzał z tzw. prostego podbicia, defensora chybian nie zraziła nawet przeszło 30-metrowa odległość od „świątyni” konkurenta. Piłka została uderzona idealnie, odbiła się jeszcze od poprzeczki, a finalnie za „kołnierzem” bezradnego w owej sytuacji Jana Parchańskiego. Nie było już wówczas mowy o odwróceniu losów meczu przez Spójnię, choć Śleziona i Worek mieli dogodne szanse, by sobotnią kanonadę w Chybiu kontynuować.

Istotnym czynnikiem mającym wpływ na postawę ekipy przegranej ponownie były kadrowe niedostatki z obecnością... trenera Grzegorza Sodzawicznego na murawie włącznie. – Ledwo trzymaliśmy się już na nogach w drugiej części przy tej upalnej pogodzie. Graliśmy z jednym z młodszych zespołów w lidze, a do tego doszedł ten fenomenalny strzał życia obrońcy – martwił się opiekun futbolistów Spójni.