Beniaminek „nie zabija”

Czujność dostawiającego umiejętnie nogę Macieja Winiewicza i odrobina szczęścia przy strzale z dystansu Andrzeja Niemczyka – te wydarzenia z końcówki pierwszej połowy zapewniły Zrywowi Bąków prowadzenie 2:0 w konfrontacji z Beskidem Brenna. Beniaminek był toteż na dobrej drodze, by zgarnąć premierowe punkty po awansie do A-klasy. Wszystko zmieniło się po przerwie, gdy bardziej rutynowany rywal przejął inicjatywę...

Po upływie godziny Arkadiusz Tarasewicz dał sygnał do odrabiania strat, ten sam zawodnik okazał się katem Zrywu, gdy w doliczonym czasie spotkania zagwarantował Beskidowi zwycięstwo. Bąkowianie znów zatem musieli obejść się smakiem... – Gramy całkiem przyzwoicie, ale brakuje nam trochę piłkarskiego farta, a trochę też koncentracji na przestrzeni całego meczu – zaznacza Artur Wiak, szkoleniowiec Zrywu, przypominając, że kolejkę wcześniej jego podopieczni przegrali 1:4 w Hażlachu, ale wynik remisowy utrzymywali do 80. minuty konfrontacji. – Punkty uciekają i nie jest to taki początek sezonu, o jakim marzyliśmy. Z drugiej strony jesteśmy równorzędnym rywalem dla silnych zespołów, stwarzamy sobie w każdym spotkaniu okazje, natomiast nie potrafimy „zabijać” tych meczów – dodaje Wiak.
 


 

Sensacyjni sąsiedzi

Podobny los braku jakichkolwiek zysków punktowych dotyka po 3. kolejkach – zgoła nieoczekiwanie – ekipy Strażaka Dębowiec i Orła Zabłocia. – W przypadku Strażaka to niemal szok, bo w zeszłym sezonie była to drużyna a-klasowej czołówki, a przed rozgrywkami obecnymi zgłaszała aspiracje, by walczyć o najwyższe laury – komentuje nasz rozmówca w korelacji do klęski podopiecznych Krystiana Szleszyńskiego 1:5 u siebie przeciwko Victorii, do której walnie przyczynił się notujący „dwupaka” Marcin Siekierka.

Orzeł walczył dzielnie z Iskrą w Iskrzyczynie, ale ostatecznie nie sprostał gospodarzom, którzy obok Błyskawicy Kończyce Wielkie pozostali z maksymalnymi zdobyczami w lidze. – Kadrowo zespół z Zabłocia prezentuje się całkiem solidnie, a punktów nie zdobywa. Jest to dla mnie jednak spore zaskoczenie – podkreśla szkoleniowiec Zrywu.

To się nazywa remontada

Czy można wygrywać 6:0 i nie sięgnąć po zwycięstwo? Okazuje się, że na a-klasowym pułapie i takie „cuda” są możliwe. Była dokładnie 38. minuta meczu, gdy Tomasz Chmiel skompletował hat-trick, a Błękitni Pierściec kontynuowali demolkę kosztem LKS-u Kończyce Małe. I nawet fakt zmniejszenia strat przez miejscowych do wyniku 2:6 przed przerwą nie jawił się jako szczególnie istotny. W 68. minucie Maciej Mielniczek niefartownie pokonał własnego golkipera, ale goście wciąż prowadzili – do 87. minuty... 6:3.

Wtem nastąpił niesamowity zryw podopiecznych trenera Łukasza Agaty. Sebastian KopelDawid Bluck trafiali do siatki i ku zdumieniu obserwatorów LKS wydarł przeciwnikowi „oczko”. – Czasu nie cofniemy, więc po prostu szczerze przepraszamy – to lapidarny co zrozumiałe komentarze ze strony Błękitnych. – Podnieść się przy tak niekorzystnym rezultacie to nie lada wyczyn. Tak czy inaczej przebieg tego meczu pokazuje, że w naszej lidze rzeczy niemożliwych nie ma – podsumowuje Artur Wiak.

Wyniki 3. kolejki:
LKS Goleszów – LKS '99 Pruchna 2:0 (1:0)
Cukrownik Chybie – LKS Rudnik 4:1 (2:0)
Olza Pogwizdów – Błyskawica Kończyce Wielkie 1:7 (1:3)
Strażak Dębowiec – Victoria Hażlach 1:5 (0:2)
Zryw Bąków – Beskid Brenna 2:3 (2:0)
LKS Kończyce Małe – Błękitni Pierściec 6:6 (2:6)
Iskra Iskrzyczyn – Orzeł Zabłocie 3:1 (1:0)

TABELA/TERMINARZ